Wielkie muzyczne podsumowanie 2012

Po miesięcznym milczeniu mamy dla was "drobną" rekompensatę w postaci 
NAPRAWDĘ wielowątkowego i rozbudowanego 
podsumowania roku 2012 w muzyce.
Zaczniemy od płyt, jako najbardziej materialnych efektów pracy 
najróżniejszych zespołów i muzyków. 
Wybór B0UNCE: 
Deftones - Koi No Yokan (kompletny, niemal doskonały album. Dopracowany, melodyjny, ale bez większych przebojów, za to z kilkoma zabójczo czadowymi fragmentami i wieloma momentami prawie ambientowymi, wyciszonymi, przestrzennymi. Wciąż na swój sposób poszukujący zespół, ze zdolnością do zaskakiwania słuchacza)
The Gathering – Disclosure (zespół powrócił do tego, co robił najlepiej jeszcze przed rozstaniem z Anneke van Giersbergen – swojej odmiany rocka progresywnego, czy, jak kto woli, atmosferycznego. Klimat, piękne melodii i niebanalne, rozbudowane kompozycje, z nieco bogatszymi aranżacjami).
Paradise Lost - Tragic Idol  (wprawdzie Paradise Lost wrócili do dawnego stylu już wcześniej, jednak ostatni album jest pierwszym od dawna, który w stu procentach przekonuje ciężarem, brzmieniem, przebojowością. Jest tu wszystko, czego się oczekuje od tej kapeli).
Europe - Bag Of Bones (klasycznie hard rockowy album, zero sztuczności i znakomite wykonania. Bag of Bones to zdecydowanie najbardziej udana płyta ze wszystkich wydanych przez zespół po reaktywacji).
Alastor – Out Of Anger (kawał świetnie zagranego, nowoczesnego thrashu, prosto z Polski. Przyjemnie pokombinowane granie, wciągające i nie dające wytchnienia słuchaczowi ani na chwilę. I jest nadzieja na sukces zagraniczny, o ile Metal Mind się przyłoży).
Wybór Sautenerona

Anathema - Weather Systems: cudowny, delikatny klimat będący z jednej strony bezpośrednim następstwem ostatniej płyty, a z drugiej olbrzymim krokiem naprzód w alternatywnym rocku. Symfoniczne elementy, rozbudowane kompozycje, mieszane damsko-męskie wokalizy tworzą album uniwersalny, dla miłośników pięknej muzyki.
Katatonia - Dead End Kings: płyta depresyjna i surowa. Muzyka, do jakiej przyzwyczaiły nas wcześniejsze dokonania zespołu zyskała kolejne, głębsze znaczenie, co w połączeniu z poetyckimi tekstami dało naprawdę dobry efekt.
Asphyx - Deathhammer: zbiór dopracowanych, ale nie pozbawionych brudu kompozycji, które zalatują starymi czasami kiedy to death metal niepodzielnie rządził sceną podziemną.
Grave - Endless Processions of Souls: album, który przetacza się przez uszy jak death metalowy walec. Umiarkowane, charakterystyczne tempa, nisko strojone gitary i grzmiące wokale tworzą z tych dwóch płyt jedne z lepszych owoców 2012 roku. 
Death metal AD 2012 przyniósł jeszcze kilka dobrych płyt na świecie. Warto wspomnieć chociażby o szybkograczach z amerykańskiego Nile, którzy wydali At the Gate of Sethu, niesamowicie dopracowany i dynamiczny materiał, jak zwykle okraszony tekstami i wstawkami muzycznymi rodem z antycznego Egiptu. Również brytyjscy praojcowie grind core’a Napalm Death wydali wyraźnie death metalowy album Utilitarian, jak zwykle nie zostawiając niedomówień w kwestii tego, po co to robią. Zestaw ultraszybkich i ciężkich kompozycji do jakich przyzwyczajali nas przez lata nadal robi wrażenie, nawet na znawcach tematu. 
Po drugiej stronie barykady w black metalowych obozach również nie próżnowano. Ciekawy album wydał m.in. szwedzki Marduk. Serpent Sermon stanowi kontynuację ścieżki, obranej przez Mortusa, prowadzącej w bardziej mroczne klimaty. Coraz częściej Marduk rezygnuje z bardzo szybkich temp na poczet klimatycznych, wolnych, brudnych kompozycji tworząc swoiste połączenie black i doom metalu. Swój kolejny album wydał również kontrowersyjny Varg Vikernes z Burzum. Album nosi tytuł Umskiptar i na nowo definiuje styl tej kapeli. Więcej tam melancholii, recytowanych i nuconych tekstów. Coś całkowicie innego od pierwotnego blacku ale nadal mroczne i nie pozbawione głębszego sensu.
Wracając bliżej powierzchni, na uwagę zasługuje album reaktywowanego TiamatThe Scared People album na wskroś alternatywny, bardzo pokręcony stylistycznie i wymagający. Po pierwszym odsłuchaniu trafił na kilka tygodni na półkę, ale potem jednak się przekonałem i teraz już z całą pewnością polecam. Kończąc podsumowanie płytowe wspomnę jeszcze o znakomitej stonerowej formacji Orange Goblin, która w 2012 roku wydała swój kolejny album A Eulogy For The Damned. Płyta jest jednym z wielu zwiastunów światowego powrotu do solidnego gitarowego grania. Na nowo zdefiniowany hard rock w szybko wpadających w uszy kawałkach to coś czego zawsze przyjemnie się słucha.
Również dla polskiej sceny był to bardzo udany rok. Ukazało się bardzo wiele albumów, wśród których wyróżniały się m.in. Robaki Luxtorpedy. Druga płyta Litzy i spółki, przez niektórych skrytykowana za niespójność, przez drugich za jeszcze bardziej religijny przekaz, mi osobiście się podoba. Ciekaw jestem trzeciej, która zweryfikuje czy Luxtorpeda ma do zaoferowania coś więcej. Zespół zawładnął polskim rynkiem rockowym, zagrał sporo koncertów i na bieżąco realizował teledyski do kolejnych hitów. Jednym słowem panowie wiedzą, co robią. Na pewno braku tej wiedzy nie są też pozbawieni dżentelmeni z Acid Drinkers, którzy zaserwowali nam album La Part Du Diable. Jak komentował sam Titus, dyskoteka (w postaci Fishdick II) się skończyła. W efekcie otrzymaliśmy klasyczny acidowy album metalowy, może troszkę wtórny ale i tak kopiący po uszach w najlepszym kwaśnym stylu. Ciekawy album pt.: Saiko wydało Quidam, łamiąc trochę konwenanse rocka progresywnego z jakiego są znani. Krótsze utwory, polskie teksty, bardziej „piosenki” niż „utwory” przybliżają zespół do szerszego („comowego”) słuchacza. Nie ma w tym nic złego, gdyż utwory są bardzo chwytliwe ale nie banalne. Każdy z członków Quidam to mistrz swojego fachu i tu nie może być mowy o blamażu. Alastor ze swoim Out of Anger to z kolei przedstawiciel thrashującego metalu, który bez dwóch zdań zasługuje na wspomnienie w takim zestawieniu. Zespół po wielu perypetiach zyskał dobrego wokalistę, który odnajduje się w muzyce. Instrumentalnie i realizacyjnie płyta po prostu miażdży więc istnieje nadzieja, że zespół wypłynie na szersze wody. Hellectricity, w którym udziela się Rufus z Corruption, wydał płytę Salem Blood. Kopie w przewidywalnym, amerykańskim stylu ale jest w niej coś niespotykanego w innych tego typu kapelach. Jeszcze więcej klasyki w klasyce, genialne brzmienie i fakt, że to polska produkcja powodują, że warto się z tym krążkiem zapoznać.
Schodząc do podziemia na wyróżnienie zasługuje na pewno Gortal z albumem Deamonolith, bez dwóch zdań najlepszy polski death metalowy album roku. Mam wielką nadzieję, że ten grający już ponad 15 lat zespół dołączy do polskiej pierwszej ligi i zrobi międzynarodową karierę. Na polskim black metalowym podwórku również było ciekawie w minionym roku. Nowe płyty Besatt Tempus Apocalypsis czy tandemu Furia z albumem Marzannie, Królowej Polski i Mgła With Hearts Toward None pokazały że mamy dużo do pokazania światu w tej dziedzinie. W przypadku Besatt mamy do czynienia z bezkompromisowym graniem, wiernym podstawowym założeniom gatunku ale wzbogaconym o melodyjne partie solowe trochę w stylu At The Heart of Winter Immortal
Mgła to mój osobisty faworyt jeśli chodzi o rodzimy black. Rozbudowane, majestatyczne utwory, z ukrytą melodyką, której trzeba trochę poszukać w nie zawsze idealnie brzmiącej strukturze utworu, to coś do czego przywykłem i z czym kojarzę tę muzykę. Również wspomniana wcześniej Furia prezentuje bardzo surowy obraz dzisiejszego podziemnego blacku. Polskie teksty i wyszukane tytuły utworów to niewątpliwy atut Furii, dzięki któremu w ogóle zwróciłem na nich uwagę jakiś czas temu.
Ostatni album nad którym radzę się pochylić to zupełnie inna bajka. Chodzi o Marię Peszek i jej najnowsze dziecko Jezus Maria Peszek. Płytę recenzowałem ostatnim razem więc ograniczę się tylko do polecenia tego albumu bez względu wszystkim, nawet zatwardziałym rockmanom odpornym na house czy elektro. Płyta niesie ze sobą niesamowity przekaz.
Wybór TNT:  Koledzy powyżej, odebrali mi już kilka typów, których nie miałam zresztą wiele. Miniony rok w zaskakujący sposób minął mi głównie na słuchaniu staroci, więc niewiele nowych płyt zarejestrowałam w stopniu pozwalającym krytykować czy polecać. Z pewnością za płytę roku - ku memu zaskoczeniu - uznałam, już w kilka dni po premierze, najnowsze, z dawien dawna oczekiwane przez wiernych fanów kapeli Flapjack, płytę Keep Your Heads Down. Tak mocno jak ten album, nic mną od dawna nie wstrząsnęło. I nie przebił tego nawet najświeższy krążek Acid Drinkers. Dopracowane, pełne dzieło, świeże a jednocześnie utrzymane w stylu lat 90., świetnie zatem wkomponowało się w moje tegoroczne gusta. Wykrzykiwane na tej płycie słowa powinni wziąć sobie do serca wszyscy ci, którzy dziś beztrosko funkcjonują w pozornie stabilnym świecie (także wirtualnym). I choć nigdy nie mogłam zrozumieć fenomenu tego zespołu, dziś jestem całym sercem z nimi i życzę jak najlepiej. I nadrabiam! Wyżej wspomnianym a i przeze mnie mocno eksploatowanym albumem 2012 są luxtorpedowe Robaki. Choć nierówne w wersji albumowej, na żywo sprawdzają się świetnie i nie mam zarzutów. Po prostu świetna płyta!
I to by było raczej na tyle, jeśli chodzi o ścisłe ramy minionego roku. W tymże poznałam także Skowyt z ich Achtung Polen czy Turbowolf z albumem pod tym samym tytułem. Obydwa świetne, o czym możecie przeczytać tutaj i tutaj
Jako, że zawsze znajdą się kapele, które w sposób znaczny dały o sobie znać w danym roku, 
czy to przy okazji wydania płyty, koncertu, czy też z zupełnie innych powodów, 
prezentujemy ranking zespołów roku:
Wybór B0UNCE:
IdiotHead – grupa zadebiutowała w pełni profesjonalną EPką na początku roku i w dodatku udostępniła ją za darmo na swojej stronie internetowej. Zupełnie jak w swoim poprzednim wcieleniu – CO.IN. Muzycznie jest również bardzo podobnie, czyli dużo ciężkich gitar w elektronicznej polewie, a także agresji zmieszanej z melodyjnością. Wszystko to łączy, genialny jak zwykle, wokal d'. Mam jednak wrażenie, że ten skład stworzył materiał z dużo większym ładunkiem przebojowości – co, mam nadzieję, chociaż odrobinę przełoży się na sukces komercyjny. Spokojnie można uznać IdiotHead za kapelę na poziomie światowym.
Bubble Chamber – trójmiejskie trio, złożone z doświadczonych instrumentalistów, proponujące szeroko pojętą elektronikę w wersji „na żywo” - z naciskiem na sekcję rytmiczną. Dubstep, drum 'n' bass, odrobina ambientu i jeszcze zapewne kilku odmian muzyki elektronicznej, podane w niezwykle klimatycznej i pełnej energii formie. Nic dziwnego zatem, że EP Live @ SFINKS700 to wydawnictwo koncertowe. Teraz tylko czekać na pełnowymiarowy album studyjny.
Popsysze – kolejne trio, w dodatku znów z Trójmiasta, ale repertuar skrajnie inny. Prosty, „garażowy”, troszkę punkujący, gitarowy rock. Pierwszego albumu zespołu (Popstory) słucha się wyjątkowo dobrze i absolutnie się nie nudzi, mimo tego, że Ameryki panowie nie odkrywają.
Mela Koteluk
Mela Koteluk – zauroczyła swoim głosem wielu słuchaczy, mnie również (chociaż dopiero całkiem niedawno). W maju wydała pierwszy album solowy, stylistycznie zróżnicowany, choć najogólniej rzecz ujmując to po prostu świetnie skomponowany, zagrany i zaśpiewany pop. Dawno już nie słyszałem tak zwyczajnie uroczej i ciepłej płyty.
Fenster – nowojorsko-berliński duet, również debiutujący w minionym roku. Urzekający bardzo specyficznym podejściem do piosenek, zawierając w nich popową nośność, folkową delikatność i odrobinę rockowego pazura. Do tego szczypta niepokojących, elektronicznych pejzaży i rozmaitych przeszkadzajek, dodających utworom głębi i w ciekawy sposób je „psujących”.
Wybór TNT: 
Jeśli spojrzeć na debiuty 2012, to najciekawszym, choć do tej pory z pewnością niedostatecznie poznanym, jest Anti Tank Nun. Choć nie spodziewałam się po tym zespole niczego powalającego, to jednak zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. I czekam na rozwój wydarzeń związanych z ATN. 
Zespołem, który zdominował końcówkę roku w moim odtwarzaczu były Blade Loki. Dotychczas kojarzone wyłącznie z singlowym No Pasaran!, obecnie wałkowane bardzo mocno (nowa płyta Frruuu to zresztą zeszłoroczna rzecz) - najbliższa okazja, by zobaczyć bladą ekipę w Łodzi, już w marcu!
Ponadto wiele polskich i nie tylko, punkowych i krążących wokół tego klimatu zespołów, w związku z pracą (mgr :> ) i czytanymi przeze mnie książkami -  głównie biografiami muzyków, zespołów. Już wkrótce kolejne recenzje książek muzycznych - stay tuned!
Jako fani muzyki, najchętniej uczestniczymy w jej wykonaniach na żywo, o czym niech świadczy ten, mocno subiektywny (jak zawsze) wybór zeszłorocznych wydarzeń:
Wybór B0UNCE: 
Ray WilsonGenesis Classic (7 lipca, Aleksandrów Łódzki) – chyba jedyny coverband, na którego koncert poszedłbym jeszcze nie raz. Pełen profesjonalizm, a w obliczu braku aktywności scenicznej oryginalnego składu Genesis – właściwie jedyna szansa na usłyszenie utworów legendarnego zespołu w świetnych, koncertowych aranżacjach.
Summer Dying Loud 2012 (8 września, Aleksandrów Łódzki) – cały dzień różnorodnego, rockowego grania – od heavy metalowych weteranów, grupy Mech, przez rewelację ostatnich 2 lat – Luxtorpedę, po coraz bardziej odchodzącego od rocka Heya. Ogromny plus nie tylko w ramach lokalnego patriotyzmu.
Fisz Emade Tworzywo (5 lipca, Łódź) – gatunkowy eklektyzm, mnóstwo pozytywnej energii ze sceny i prawdziwie rockowy pazur – jedno z największych zaskoczeń w moim krótkim i nie aż tak bogatym koncertowym życiu.
Wybór Sautenerona:
W 2012 w końcu coś się w Polsce ruszyło w kwestii organizowanych koncertów i festiwali, na których mogliśmy zobaczyć i usłyszeć wykonawców z całego świata. Delikatne braki w synchronizacji powodowały jednak, że czasem trzeba było wybierać spośród 2 równie dobrych propozycji. Przykładem mogą być warszawskie Ursynalia, które urosły do miana jednego z ciekawszych festiwali w Polsce i Metal Fest w Jaworznie, odbywające się w tym samym czasie. Razem ze znajomymi wybraliśmy Ursynalia, głównie ze względu na kapele: Mastodon i Gojira, które były gwarantem dobrego koncertu.
Z innych gigów, na których dane mi było być nie sposób nie wspomnieć o Dream Theater w Poznaniu. Nowy perkusista, następca Mike’a Portnoya zdał egzamin przed polską publicznością. Mocnym punktem koncertowego roku była wspólna trasa szwedzkiego Marduk i Immolation z USA. Zahaczyłem o nią dwukrotnie, w Warszawie i Łodzi. Za każdym razem obydwa zespoły zadziwiały mocą i precyzją w swych ekstremalnych formach muzycznych. Każdy z nich zdefiniował do reszty gatunek w jakim się obraca. Podobnie odczucia towarzyszyły mi po niedawnym koncercie Morbid Angel, Kreator, Nile, Fueled by Fire w warszawskiej Progresji. Esencja mocy metalu w najczystszej postaci, doskonałe setlisty zadowalające wszystkich i klimat dawnych koncertów w wyprzedanym do ostatniego miejsca klubie. Wyprzedane koncerty są dobre o ile zdążymy kupić bilet dla siebie. Nie miałem tego szczęścia z koncertem Dead Can Dance, który wyprzedał się w kilka dni i musiałem obejść się smakiem. Może naprawię ten błąd w tym roku, gdyż ten niesamowity skład ponownie odwiedzi Polskę. Natomiast zdążyłem na czas z biletami na koncert Anathemy w Poznaniu (również wyprzedany) i był to jeden z lepszych koncertów 2012 roku, tuż po premierze nowej płyty zespołu.

fot. Krzysztof Podpirko
Wybór TNT: 
Brutal Assault (8-11.08, twierdza Josefov, Jaromer, Republika Czeska). Była to już siedemnasta edycja tej imprezy, jednak ja pojawiłam się tam pierwszy raz i muszę przyznać, że jest to prawdziwa uczta dla fanów metalu. I to wszelkich odmian. Trzydniowy (a nawet czterodniowy, jeśli liczyć before-party) festiwal to świetnie zorganizowany i pękający w szwach line-up, dwie sceny, które oszczędzają sporo czasu przy przełączaniu zespołów, rewelacyjna atmosfera wojskowej twierdzy i co najważniejsze - sławy z całego świata. Karnety nie są wprawdzie tanie (z naszego, polskiego, punktu widzenia) ale zdecydowanie warto przejechać się do Jaromierza, który na kilka dni zamienia się w prawdziwie metalowe miasteczko. Koncerty, które przede wszystkim musiałam zobaczyć, zobaczyłam i polecam: Suicidal Angels, Municipal Waste, Warbringer, Sick of it all, Agnostic Front, Moonspell. Niestety nie zobaczyłam jednej z głównych gwiazd, czyli Sodom, ale zakładam, że są jeszcze na tyle sprawni, że będzie mi dane, kiedyś (najbliższa okazja - polski Metal Fest!). 
Ursynalia (1-3 czerwca, kampus SGGW, Warszawa) - główny powód, to oczywiście SLAYER!!! Mimo wszystko moi bogowie wypadli lepiej w łódzkiej Atlas Arenie, rok wcześniej (i tu ktoś wtrąci na pewno, że "tak w ogóle, to w '96, w Spodku"...) poza tym grali 10 minut krócej, niż zakładał line-up, co odczułam jako osobistą urazę. W wypadku Slayera to przecież czas na trzy utwory! Mój żal ukoili panowie z In Flames, którzy pięknie przyłoili, oraz Jelonek, który rozbujał wszystkich, bez względu na upodobania. Ogólnie: impreza rewelacyjnie rozpromowana i zrealizowana, warta uwagi (choć tegoroczna edycja nie zapowiada się już tak przebojowo) i z pewnością nie należy lekceważyć pretendowania Ursynaliów do miana jednej z największych imprez muzycznych w kraju nad Wisłą. 
fot. Leszek Rusek/Koncerty w obiektywie
Nie sposób także pominąć łódzkiego koncertu Luxtorpedy, który pomógł mi ogarnąć Robaki. Przy okazji był to najczęściej czytany post w roku 2012 na Musihilation i chyba w ogóle w historii bloga! Zebrał aż 900 wyświetleń! Dzięki, poczułam się mile połechtana, jako autorka :). 
Równie ciepło będę wspominać mocno rock'n'rollowy, zorganizowany w bardzo dobrym stylu świebodzicki Rock Festiwal. Przyciągnął mnie tam głównie rozkład imprezy (Acid Drinkers i Dezerter na jednej scenie, a dla smaczku 4 Szmery), ale zaskoczyła realizacja. Przyjemna atmosfera, koncert w hali sportowej, pełna dowolność spożywania w okolicy obiektu, oraz świetna (jak na marzec!) aura. takie imprezy świadczą o tym, że rock'n'roll nie umarł i że czasem warto pojechać "na koniec świata", żeby zobaczyć dwie dobre kapele!
Niezmiennie jednym z koncertów/festiwali/wydarzeń roku pozostaje Przystanek Woodstock, który tak mocno obfituje rozmaitości, że trudno wybrać jedną, zatem przydzielam ten wspaniały tytuł całości Woodstocku. 
Ponadto: Armia grająca Legendę w łódzkiej Dekompresji, Blade Loki w warszawskim Fonobarze i Laibach w Wytwórni. 
Miniony rok to nie tylko koncerty i płyty, ale również najrozmaitsze wydarzenia losowe, 
które zapadły w pamięć i mniej lub bardziej wpłynęły na nasze poszukiwania muzyczne,
 zainspirowały, zasmuciły, czy wręcz odwrotnie - przyprawiły o szybsze bicie serca. 
Oto pozytywy i negatywy 2012:
Wybór Sautenerona:
Zacznę od wiadomości, która dopadła nas pod koniec 2011 i trzymała w niepewności przez sporą część 2012 roku: Ozzy Osbourne postanowił skrzyknąć oryginalny skład Black Sabbath, nagrać płytę i ruszyć na światowe tournee. Pojawiły się już pierwsze daty koncertów, najbliżej nas w Czechach. Jednakże rok 2012 zweryfikował plany, najpierw na światło dzienne wyszły niesnaski między Ozzym a perkusistą Billem Wardem dotyczące spraw finansowych, towarzyszących planowanej trasie. Następnie światem muzycznym wstrząsnęła wiadomość o poważnej chorobie Tommy’ego Iommi’ego – gitarzysty kultowej kapeli. W efekcie zamiast z Black Sabbath, Ozzy wyruszył w trase Ozzy + Friends, co po wcześniejszych zapowiedziach nie przełożyło się na zbyt wielki sukces. Jak donosi oficjalny facebookowy profil Black Sabbath obietnice koncertowe zostaną zrealizowane w roku obecnym, więc chyba wszystko idzie ku dobremu.
Dobrym omenem 2012 są również wiadomości o powrocie Kinga Diamonda. Kłopoty ze zdrowiem nie powstrzymały Kima Bendixa Petersena, lidera King Diamond i Mercyful Fate przed dalszą radosną działalnością i już w maju 2013 King Diamond przyjedzie do Polski na jeden koncert w Warszawskiej hali Koło. To prawdziwa legenda światowej sceny heavy metalowej, na której wzorowała się m.in. Metallica
2012 rok to nie tylko dobre wiadomości. Odszedł wielki muzyk, klawiszowiec Deep Purple i Whitesnake: Jonathan "Jon" Douglas Lord. Niesamowity kompozytor, wirtuoz organów Hammonda, współtwórca tego co dziś nazywamy rockiem i metalem we wszelkich odmianach oraz źródło inspiracji dla klawiszowców na całym świecie. Poza wymienionymi wcześniej Lord udzielał się również w zespołach: The Kinks, Ashton, Gardner & Dyke, Nazareth, można go usłyszeć w projektach George'a Harrisona, Davida Gilmoura, Cozy'ego Powella i Alvina Lee
Drugą postacią, która ukształtowała brzmienie większości rockowych i metalowych bandów na planecie i również opuściła nas w 2012 roku jest Jim Marshall, jeden z pionierów w dziedzinie konstrukcji wzmacniaczy gitarowych, założyciel firmy Marshall Amplification. Każdy szanujący się gitarzysta posiada, lub przynajmniej grał na wzmacniaczu tej firmy.
Wybór B0UNCE:
W ciągu minionych 12 miesięcy prócz niezwykle pozytywnych rzeczy zdarzyło się również kilka bardzo smutnych, złych albo po prostu rozczarowujących. Najbardziej przygnębiająca okazała się dla mnie wiadomość o śmierci członka Beastie BoysAdama Yaucha, instrumentalisty, wokalisty i reżysera wielu teledysków zespołu. Całkiem niedawno zmarł też Szymon Czech – polski muzyk i producent, znany ze współpracy z wieloma zespołami z kręgów ekstremalnego metalu, ale też i naszego progresywnego produktu eksportowego, Riverside.
Wobec takich tragicznych wieści tych kilka niezbyt udanych albumów właściwie nie ma znaczenia, jednak największym rozczarowaniem okazała się nowa, „reaktywacyjna” płyta Garbage. Niezbyt pozytywnie oceniam też świeżą EPkę How To Destroy Angels, projektu Trenta Reznora
Wybór TNT:
Niespodzianką  i to bardzo pozytywną, jest dla mnie najnowszy album Lao Che - Soundtrack. Już niedługo obszerniejsza recenzja, a póki co - jest nieco "gusłowato", psychodelicznie, choć klimaty z Prądu Stałego/Prądu Zmiennego są obecne. Warto sprawdzić.
Ucieszyła mnie także dominacja Luxtorpedy na naszym rodzimym poletku. Nareszcie jakiś porządny zespół zawładnął umysłami i odtwarzaczami gawiedzi w stopniu nadzwyczajnym! Koniec ery como-podobnych gówienek, to jest czas Luxtorpedy! 
Wielką niespodzianką była dla mnie impreza, która od początku pachniała mi lekkim wariactwem, ale w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu, a mianowicie Redbull Soundclash z udziałem Acid Drinkers i FiszEmade Tworzywo Sztuczne. Choć trochę przerażała mnie wizja kilkuutworowej bitwy w cenie normalnego koncertu, to nie żałuję, że wybrałam się do Soho Factory na to niesamowite wydarzenie. Ogromna publiczność (na oko 2-3 tysiące ludzi) zgromadzona w przestronnej hali gdzieś na warszawskiej Pradze i dwie sceny naprzeciwko siebie. Na obu scenach zespoły o szerokich horyzontach muzycznych. Co z tego wyszło możecie zobaczyć np. tutaj. Zdecydowanie chwalebna inicjatywa, warta powtórzenia!
Rozczarowanie roku, bo oczywiście musi się pojawić, to zespół Hey, coraz mocniej oddalający się od lubianej przeze mnie stylistyki, przerabiający stare utwory na nową modłę... Po raz kolejny i raczej ostatni przekonałam się o tym w Świebodzicach - Hey nie jest już zespołem dla mnie, a dużo ciekawsze wydają mi się solowe dokonania Kasi Nosowskiej

Czego oczekujemy w 2013 roku?
B0UNCE: 
W 2013 czekam przede wszystkim na kilka nowych albumów: kolejne solowe dzieło Stevena Wilsona, Toola (o ile w końcu przerwą milczenie i nowa płyta faktycznie się ukaże), Queens of the Stone Age (zapowiada się prawdziwa rockowa uczta, tym bardziej że za perkusją ponownie zasiadł Dave Grohl), How To Destroy Angels (pomimo słabej An Omen EP), Rotting Christ (spodziewam się jeszcze mroczniejszego niż dotychczas klimatu) i... HIM – bo bardzo możliwe, że wrócą do nieco mocniejszego grania.
TNT:
Najbardziej oczekuję kilku koncertów, w tym Rammstein / Slayer / Airbourne na warszawskim Bemowie w ramach Impact Festival, oraz  obowiązkowego w corocznym rozkładzie jazdy - Przystanku Woodstock, gdzie w tym roku pojawią się wielcy zeszłoroczni nieobecni, czyli ANTHRAX, ale także legendarni Ugly Kid Joe, Atari Teenage Riot, Emir Kusturica & The No Smoking Orchestra. Ciekawie wygląda rok 2013 koncertowo, nawet, jeśli nie na wszystkie koncerty się wybieram. Zagrają u nas giganci heavy metalu, Iron Maiden (i to dwa razy, w tym w Łodzi!) a także Green Day, który odwiedzi łódzką Atlas Arenę. 

Tymi optymistycznymi akcentami zamykamy nasze podsumowanie minionego roku. Z pewnością wiele wydarzeń i wspaniałych płyt umknęło naszej uwadze i wiele jeszcze można by powiedzieć o polskiej i zagranicznej scenie muzycznej. Jeśli uważasz, że zabrakło czegoś w naszym zestawieniu a absolutnie powinno się tutaj znaleźć - pisz w komentarzach. 
Jeśli uważasz, że na blogu zdecydowanie za mało się dzieje a masz chęć pisać u nas 
pisz na maila: juras1525@gmail.com - z pewnością znajdziesz u nas niszę dla siebie!


B0UNCE, Sauteneron, TNT, red. TNT 

Komentarze