Jezus Maria Peszek

O tym, że rodzimy rynek muzyczny w wydaniu komercyjnym, znanym z radia, telewizji, sopockich i opolskich festiwali jest nudny jak flaki z olejem, wie każdy. O tym, że prawdziwych artystów, tworzących z potrzeby serca a nie finansowych, trzeba szukać poza głównymi kanałami medialnymi, też. Czasem jednak nawet w tak skostniałym, wtórnym do bólu, pustynnym klimacie polskiej muzyki mainstreamowej wybucha alternatywna bomba. Za największa ilość tego typu wybuchów w latach 2000+ odpowiada Maria Peszek, aktorka, córka Jana Peszka ale też piosenkarka, kompozytorka, autorka tekstów, czyli jednym słowem artystka przez duże A. Śledząc poczynania muzyczne Marii Peszek, jej najnowsze dziecko, o tytule Jezus Maria Peszek, jest chyba najbardziej osobistą i niezależną produkcją, a zarazem przekaz wychodzący z tekstów jest najbardziej uniwersalny na obecne czasy i polskie realia. 
 Tuż po premierze płyty zawrzało w konserwatywnych środowiskach kościelnych i politycznych. Jak to możliwe by w Polsce, światowej stolicy żałoby, ktoś śpiewał teksty „nie oddała bym ci Polsko, ani jednej kropli krwi” lub „pan nie jest moim pasterzem”? Ano można, jeśli celem artysty jest mówić wprost o własnych odczuciach dlaczego niby miałby się blokować. Tym bardziej Marii Peszek należy przyznać punkt za odwagę. W muzyce rockowej czy metalowej powszechnie uznane za obrazoburcze teksty występują na porządku dziennym, jednak słuchający jej ludzie są otwarci na różne modele postrzegania świata. Tutaj mamy do czynienia z muzyką elektroniczną w bardzo przyswajalnym dla szerokiego odbiorcy stylu. Tym większy strach padł na nie do końca świadomych psychicznie recenzentów związanych z kościołem katolickim, którzy doszukiwali się nawet w utworach Marii Peszek śladów satanizmu. Sama Maria podkreśla, że ta płyta nie ma na celu wywoływać żadnej rewolucji. Ma natomiast obrazować jej aktualny stan ducha i myśli, do czego przyzwyczaiła już wcześniejszymi dokonaniami, choćby na płycie Maria Awaria. Tak się złożyło, że płyta jest jeszcze bardziej osobista, dotyka spraw wiary, przywiązania do ojczystego kraju, stereotypów dotyczących kobiet, czyli spraw, które w Polsce stanowią, nie wiedzieć czemu, dogmaty lub tabu. Muzyka zawarta na płycie utrzymana jest w stylu alternatywnego electro z bardzo klimatycznymi elementami „żywych” instrumentów, głównie pianina, które genialnie komponuje się z poetyckim tekstami tworząc naprawdę chwytliwe kompozycje. Moim osobistym faworytem zarówno muzycznie jak i tekstowo są utwory Szara flaga oraz Nie ogarniam. Wybór ulubionych utworów na płycie nie był łatwym zadaniem, gdyż każdy jest na równi dobry zarówno pod względem tekstowym jak i kompozytorskim. Każdy utwór traktuje również o innym problemie, z jakim większość mierzy się każdego dnia, ale nie każdy chce się do tego przyznać. Maria Peszek natomiast przyznaje się do wielu rzeczy i to wprost, chociażby wspomnianymi już słowami „pan nie jest moim pasterzem, a niczego mi nie brak”; „lepszy żywy obywatel niż martwy bohater” w utworze Sorry Polsko; „nie urodzę syna, nie posadzę drzewa” w utworze Nie wiem czy chcę czy choćby „boli mnie Polska, wisi mi krzyż” we wspomnianym wcześniej utworze Szara flaga
Ostatnie refleksje po wysłuchaniu kolejny raz płyty i obserwacjach dyskusji nad nią będą raczej pesymistyczne. Płyta Jezus Maria Peszek chcąc nie chcąc ukazała obecny obraz Polski, zawłaszczonej przez dogmaty, podzielonej między ludzi chcących żyć normalnie a tych chcących żyć w ciągłej żałobie. Możliwe, że dzięki negatywnemu rozgłosowi towarzyszącemu premierze płyta trafi również do osób myślących podobnie i wywoła pewną rewolucję umysłową.
Polecam zapoznanie się z najnowszym wydawnictwem Jezus Maria Peszek wszystkim osobom, które cenią sobie wolność myśli artystycznej.

/Sauteneron



Komentarze

Unknown pisze…
świetny tekst! zdołowałam się, bo myślałam, że to ja sobie radzę z pisaniem.. ;> też pisałam o Marii na swoim blogu muzycznym, zapraszam. pozdrawiam.
_
http://dropofmusic.blogspot.com/