Black Country Communion - 2, czyli jak skutecznie pójść za ciosem

Ledwie 10 miesięcy temu na Musihilation można było przeczytać recenzję świeżego wtedy debiutu supergrupy Black Country Communion, a w sklepach od kilku tygodni dostępny jest już drugi krążek tej formacji. Dla przypomnienia, w skład tego zespołu wchodzą same znakomitości świata rocka: dwaj Anglicy z Black Country, czyli robotniczej północy kraju – były wokalista i basista Deep Purple i Black Sabbath - Glenn Hughes i Jason Bonham, syn legendarnego perkusisty Led Zeppelin, oraz dwaj Amerykanie: chyba najpopularniejszy obecnie blues-rockowy gitarzysta Joe Bonamassa i Derek Sherinian, mający na koncie współpracę z Dream Theater, Alicem Cooperem czy Kiss.

Materiał na 2 zaczął powstawać jeszcze przed ukazaniem się debiutu. Nagrany został w dwóch kilkudniowych sesjach na początku tego roku, a za produkcję, podobnie jak w przypadku pierwszej płyty, odpowiadał Kevin Shirley – piąty, nieoficjalny członek zespołu. To właśnie Shirley był głównym pomysłodawcą stworzenia zespołu z Hughesem i Bonamassą w składzie, on też zaproponował sięgnięcie po Bonhama juniora i Sheriniana. Jest też współautorem większości kompozycji na drugiej płycie.

„Dwójka” w pewnym sensie powiela schemat debiutu – rozpoczyna się od 2 mocnych, hard rockowych uderzeń, by następnie umiejętnie żonglować nastrojami i zakończyć się monumentalnym, dostojnym utworem. Sama muzyka jednak, mimo, że osadzona w tej samej stylistyce, na pewno nie jest kopią płyty pierwszej. O ile debiut był przede wszystkim popisem kompozytorskim i muzycznym panów Hughesa i Bonamassy, o tyle tutaj każdy otrzymuje swoje pięć minut. Znacznie bardziej wyeksponowane są klawisze Dereka Sheriniana, który na „Jedynce” był trochę w cieniu swoich kolegów. Jego pojedynki z Bonamassą są ozdobą niejednej kompozycji na tej płycie, a grane przez niego motywy często są siłą napędową utworów, jak choćby w przypadku Save Me – kompozycji, nad którą Jason Bonham pracował już jakiś czas temu z muzykami Led Zeppelin – oraz I Can See Your Spirit, które klawiszowiec ozdobił solówką, jakiej nie powstydziłby się sam Jon Lord.

Podobnie jak w przypadku debiutu, swoje przysłowiowe pięć minut przy mikrofonie ma tutaj Joe Bonamassa, śpiewając w dwóch utworach – The Battle For Hadrian’s Wall i An Ordinary Son, w którym dzieli partie wokalne z Hughesem. Reszta popisów wokalnych należy już jednak wyłącznie do Hughesa, który po raz kolejny udowadnia, że w wieku sześćdziesięciu lat jest w swojej życiowej formie. O ile na swoich solowych płytach i podczas solowych tras zdarza mu się nadużywać wysokich wokali i nieco przesadzać z ozdobnikami, o tyle w przypadku muzyki BCC, Glenn znacznie ograniczył swoje zapędy w kierunku wokalnych popisów i wyszło to zarówno jemu, jak i całemu zespołowi zdecydowanie na dobre.

„Dwójka” jest chyba płytą trudniejszą w odbiorze od poprzedniczki. Na pewno jest cięższa, choć oczywiście wszystko mieści się w obrębie podszytego bluesem hard rocka. Przy pierwszym odsłuchu zaniepokojony stwierdziłem, że co prawda nie ma tu utworów słabych, ale też brakuje mi czegoś wybitnego, jak choćby Song Of Yesterday z debiutu. To uczucie jednak było coraz słabsze wraz z kolejnymi podejściami do tego albumu. Po tygodniu słuchania w zasadzie nie byłem już w stanie znaleźć na tej płycie słabych punktów, natomiast wyraźnie na przód wysunęła się stawka utworów wyróżniających się spośród bardzo dobrej reszty. I o ile dwa singlowe otwieracze płyty, The Outsider i Man In The Middle, należą na pewno do utworów więcej niż udanych, to najlepsze wrażenie na płycie robią kompozycje nieco wolniejsze, dostojniejsze, bogatsze w smaczki muzyczne. Należy do nich na pewno wspomniane już Save Me, ale także cudownie rozbujane Little Secret, czy zamykający płytę, piękny utwór Cold – jedna z najlepszych kompozycji Hughesa w ostatnich, bardzo przecież udanych dla niego latach. Z kolei Faithless zaczyna się i rozwija tak, że można by przysiąc, że to stary, zaginiony kawałek Free.

Słabe punkty? W zasadzie brak. Gdybym musiał pod groźbą utraty zdrowia lub życia wskazać na cokolwiek, to byłby to pewnie nieco ‘purplowy’ I Can See Your Spirit – skądinąd dobry i szybki rockowy kawałek, który jednak pozostaje trochę w cieniu znakomitych sąsiadów na płycie. 2 to ponad godzinna dawka hard rocka z bluesowymi naleciałościami na absolutnie najwyższym poziomie. Zespół po raz kolejny zebrał bardzo przychylne recenzje w muzycznej prasie i osiągnął całkiem niezłe wyniki na listach najlepiej sprzedających się albumów w kilku krajach. A co jeszcze ważniejsze, BCC ruszyło w końcu w pierwszą prawdziwą trasę koncertową, grając najpierw w Stanach, a następnie w Europie. Grupa nagrała też już materiał na swoje pierwsze wydawnictwo blue ray/dvd, które zawierać będzie wykonania z 3 niemieckich koncertów i ukazać ma się, według zapowiedzi Glenna Hughesa, jeszcze w tym roku. Pozostaje tylko czekać, bo koncertowo BCC to jeszcze potężniejsza bestia, niż w studio, o czym zresztą miałem okazję osobiście przekonać się podczas niedawnego High Voltage Festival.


oficjalna strona zespołu

Komentarze