Live Over Europe - porywające koncertowe oblicze rockowych weteranów

Chyba każdy lubi sprawiać sobie przyjemność. W takiej czy innej formie... Mnie, na przykład, przyjemność sprawia między innymi pisanie o moich ulubionych wykonawcach i płytach. No chyba, że trzeba opisać nowe „dzieło” Metalliki, wtedy to raczej smutny obowiązek. Takie przypadki, to jednak na Musihilation zdecydowana mniejszość. Wolimy pisać o tym, co dobre. Dlatego ja piszę o takich zespołach, jak Black Country Communion.

Grupa ta pojawiała się u nas kilka razy. Zespół powstał w 2010 roku, a w skład jego weszły same wielkie nazwiska sceny rockowej. Wokalista i basista Glenn Hughes, który najczęściej kojarzony jest z trzech płyt nagranych w latach 70-tych z Deep Purple, choć jest to zaledwie mały procent jego artystycznego dorobku, najbardziej znany obecnie blues rockowy wymiatacz młodego pokolenia – Joe Bonamassa, klawiszowy weteran Derek Sherinian, były członek Dream Theater, a także współpracownik takich wykonawców, jak Kiss i Alice Cooper, oraz perkusista Jason Bonham – nazwisko mówi wszystko. Jakiś czas temu, panowie postanowili sobie razem pograć i pokazać, że soczystego hard rocka można słuchać nie tylko ze starych płyt, ale i z całkiem nowych wydawnictw. Niecałe dwa lata, kilka nagród, dwie świetne płyty studyjne i jedną większą trasę koncertową później, Black Country Communion jest już poważną marką na hard rockowym rynku i właśnie wydaje swoją pierwszą płytę koncertową – DVD Live Over Europe.

Wydawnictwo zostało zarejestrowane latem tego roku podczas trzech koncertów w Niemczech, będących częścią pierwszej i jak do tej pory jedynej dużej trasy koncertowej grupy. Większość zespołów rockowych w pierwszych latach swojego istnienia gra mnóstwo koncertów, stopniowo zbierając materiał na pierwszą płytę. Panowie z BCC zrobili dokładnie odwrotnie. W ciągu roku wydali dwa albumy studyjne, grając jedynie kilka pojedynczych koncertów i dopiero po ukazaniu się drugiej płyty ruszyli w porządną trasę. Powód? Po pierwsze, cała czwórka to muzycy bardzo zapracowani, zaangażowani w wiele muzycznych projektów. Trudno więc zorganizować wszystko tak, żeby każdemu pasowało. Była też jednak inna przyczyna – zespół chciał po prostu, przed graniem koncertów, mieć wystarczającą ilość własnego materiału, żeby nie trzeba było zbyt mocno posiłkować się twórczością innych wykonawców, lub nawet własną, nagrają pod innymi szyldami. I za to grupie należy się na pewno szacunek, bo pewnie łatwiej byłoby wzbudzić aplauz publiki zagraniem Smoke On The Water, które przecież Hughes miał okazję wykonywać przez kilka lat jako członek Deep Purple, a także, sporo później, w ramach grupy Hughes Turner Project, albo graniem co noc Rock and Roll Zeppelinów. Postawili jednak na własny, całkiem świeży materiał, robiąc jedynie dwa wyjątki – są nimi The Ballad Of John Henry, utwór tytułowy z wydanej w 2009 roku solowej płyty Joe Bonamassy, oraz Burn, zamykający koncerty BCC klasyk z czasów, kiedy Hughes był basistą i wokalistą w Deep Purple. Reszta kompozycji z Live Over Europe to koncertowe interpretacje utworów, znajdujących się na dwóch studyjnych krążkach zespołu.

Koncert BCC to prawdziwa uczta dla fanów hard rocka. Sam miałem okazję przekonać się o tym podczas tegorocznego High Voltage Festival w Londynie, dość obszernie zresztą na Musihilation relacjonowanego. Zespół rozpoczyna od pełnego energii i rockowego pazura Black Country, a kończy na równie dynamicznym Burn. W międzyczasie dostajemy kilkanaście numerów, zahaczających zarówno o klimaty blues rockowe, jak i o najbardziej klasycznego hard rocka, choć nie brakuje też elementów folk rockowych, jak choćby w dość zeppelinowym The Battle For Hadian’s Wall czy niemal heavy metalowych, jak w Beggarman. To jednak nie różnorodność jest najmocniejszą stroną zespołu oraz tego wydawnictwa, a wybitna wręcz znajomość fachu. Tu nie ma słabych kompozycji, czy nudnych wykonać. Każdy utwór jest zagrany na najwyższym poziomie, a wszyscy aktorzy widowiska mają wystarczająco ilość czasu, by pokazać, skąd wzięła się ich pozycja w świecie rocka. Najwięcej uwagi skupia się niewątpliwie na Hughesie, który jest frontmanem i głównym kompozytorem w zespole. Jest też jednak przede wszystkim znakomitym basistą oraz wybitnym wokalistą. Gość, który w tym roku skończył 60 lat, a w przeszłości balował tak mocno, że nie pamięta większości lat 80-tych i całkiem sporej części lat 70-tych, udowadnia tu, że nadany mu kiedyś pseudonim The Voice Of Rock nie jest nadużyciem. Facet ze swoim głosem wyprawia prawdziwe cuda. Można lubić jego wysoką barwę, lub nie, ale to, co Glenn robi w koncertowym wykonaniu The Great Divide musi budzić szacunek.

Nie jest to jednak z pewnością teatr jednego aktora. Bonamassa gra z polotem i wirtuozerią godną Claptona, Becka czy Kossoffa, a do tego przejmuje w kilku utworach rolę głównego wokalisty i wywiązuje się z niej znakomicie. Jakby tego było mało, w trakcie The Ballad Of John Henry, gitarzysta zabawia się też thereminem, czyli urządzeniem, które wydaje z siebie wysoki dźwięk, modyfikowany za pomocą ruchów ręki w pobliżu anteny. Efekt, w połączeniu z klawiszowym solo jest na pewno godny uwagi. Klawiszowiec Derek Sherinian jest tu na pewno bardziej słyszalny niż na albumach studyjnych. Jego własny, nieco ‘kosmiczny’ styl gry, połączony z klasycznymi rockowymi wpływami to więcej niż solidne uzupełnienie brzmienia gitary. Czasem wychodzi też na pierwszy plan, jak podczas świetnego solo w Burn, czy też fragmentu Won’t Get Fooled Again z repertuaru The Who, który grany jest na sam koniec utworu Sista Jane. Bonham junior to z kolei klasyczny wręcz przykład tego, jak wiele można w życiu zyskać dzięki genom. Jego ojciec, legendarny John Bonham z Led Zeppelin, gdyby żył, nijak by się syna wyprzeć nie mógł. A ten za geny i lekcje gry, które ojciec dawał mu, zanim przedwcześnie pożegnał się z tym światem, odwdzięcza się bardzo dobrze znanym perkusyjnym wstępem z zeppelinowego When The Levee Breaks, zagranym na początku wspomnianej już Ballady o Johnie Henrym.



Całe DVD mimo, że kręcone podczas trzech koncertów, ogląda się jak jeden porywający występ, przeplatany od czasu do czasu fragmentami wypowiedzi muzyków. Całkiem dobry pomysł, tym bardziej, że fragmenty te są na tyle krótkie, że nie odwracają uwagi od występu i nie psują klimatu. Większa ich ilość znajduje się na bonusowym DVD Forging BCC. To, że nie oglądamy jednego występu, zdradza jedynie zmieniający się nieco rozmiar sceny oraz detale związane z garderobą muzyków. Najbardziej pasjonującymi momentami na Live Over Europe są niewątpliwie utwory bardziej rozbudowane, podczas których panowie mogli sobie pozwolić na nieco szaleństwa i scenicznej zabawy oraz nawiązania do twórczości innych klasyków rocka. Do takich chwil zaliczam choćby wspomniane tu The Ballad Of John Henry, rozpoczęte wplecionym fragmentem When The Leevee Breaks, utwór Song Of Yesterday zaśpiewany wspólnie przez Hughesa i Bonamassę, ze znakomicie wpasowanym w gitarowe solo klawiszowym motywem ze Stairway To Heaven, a także Sista Jane, które ze względu na swój klimat, aż prosiło się o przedłużenie w postaci wspomnianego cytatu z Won’t Get Fooled Again. Nie da się też przejść obojętnie obok fantastycznej wersji Burn, utrzymanej w duchu oryginału, z solówką Bonamassy, który nie kopiuje nuta w nutę gry Blackmore’a czy Tommy Bolina, ale jednocześnie gra tak, że jego solo nie jest ciałem obcym w tym organizmie. Ta wersja wypada na pewno dużo korzystniej, niż ten sam utwór w wykonaniu obecnego wcielenia Whitesnake. Grupa Davida Coverdale’a, który był głównym wokalistą w oryginalnej wersji tego klasyka, wykonuje go z dużą energię, a dynamika aż rozsadza scenę, jednak całość sprawia wrażenie nieco zbyt bombastycznej i metalowej. Jest porywająco, ale ginie gdzieś duch oryginału. W wersji Black Country Communion jest on idealnie zachowany. Lepszej wersji Burn obecnie na koncertach nie usłyszymy.

Live Over Europe to popis rockowej wirtuozerii na najwyższym poziomie. Bez taniego efekciarstwa i bez wielkiego ego wykonawców. To po prostu czterech gości, którzy kochają muzykę i postanowili sobie razem pograć, a całkiem przypadkowo są świetnymi muzykami i kompozytorami. Kiedy w trakcie ukłonów na sam koniec, Jason Bonham zauważa kogoś z pierwszego rzędu z całkiem sporą kamerą, nie robi awantury o filmowanie koncertu, nie kasuje zawartości, ani nie roztrzaskuje sprzętu o scenę, a wszyscy moglibyśmy wymienić przynajmniej kilka znanych nazwisk muzyków, którzy ani chwilę nie zawahaliby się przed takim krokiem. Bonham bierze kamerę od fana, filmuje ze sceny całą publiczność i oddaje sprzęt właścicielowi. Bo o to właśnie chodzi w rocku. O przyjemność z grania i przyjemność z oglądania i słuchania. Panowie z Black Country Communion niewątpliwie bardzo lubią grać razem. A ja bardzo lubię ich słuchać i oglądać.

Komentarze