Iris - pejzaże malowane instrumentami

Tak to już czasem jest – człowiekowi wydaje się, że zna mnóstwo muzyki, zarówno tej starszej, jak i tej nowszej, słyszał sporo płyt, zaznajomiony jest z nazwami i twórczością wielu zespołów, a tu nagle trafia mu się coś, co światło dzienne ujrzało już dawno temu, idealnie wręcz wpasowuje się w gust, a jednak nazwa ani tytuł płyty niewiele mówią. Takie właśnie uczucia towarzyszyły mi przy odsłuchu płyty Crossing the Desert, zespołu Iris.

Iris to zespół, a raczej projekt, który narodził się w 1995 roku. Kluczowym dla powstania Iris był jednak rok 1990, kiedy francuski multiinstrumentalista Sylvain Gouvernaire, wraz ze swoim ówczesnym zespołem o nazwie Arrakeen, miał okazję pełnić rolę rozgrzewacza publiczności przed koncertami grupy Marillion, która właśnie była w trasie promującej album Seasons End. Wkrótce po zakończeniu trasy, Arrakeen rozpadł się, a sam Gouvernaire przeniósł się do Anglii. Tam też zaczął tworzyć muzykę na potrzeby jednoosobowego jeszcze wtedy projektu. W międzyczasie wyrabiał też sobie nazwisko w brytyjskim światku muzycznym, grywając z takimi muzykami, jak Cozy Powell, czy klawiszowiec Marillion, Mark Kelly. W połowie lat dziewięćdziesiątych miał już niemal cały materiał na ewentualną płytę, wtedy też do gry weszli dwa pozostali muzycy, którzy stworzyli Crossing The Desert – basista Marillion, Pete Trewavas oraz Ian Mosley, perkusista tego samego zespołu.

Nagrana w latach 95-96 płyta, to 50 minut instrumentalnej muzyki na najwyższym poziomie, zahaczającej dość znacznie o rock progresywny, choć nie stroniącej od innych naleciałości i eksponującej talenty wszystkich trzech muzyków. Nawiązań do Marillion oczywiście nie trudno uniknąć, w końcu na płycie zagrała sekcja rytmiczna brytyjskiego zespołu, jednak fakt, że płyta jest całkowicie pozbawiona wokali sprawia, że Gouvernaire mógł nieco zaszaleć, jeśli chodzi o brzmienie klawiszy i gitar. Brak konieczności zostawienia miejsca dla głosu dał mu olbrzymią swobodę rozbudowywania swoich partii oraz okazję do zademonstrowania często pasjonujących pejzaży gitarowo-klawiszowych.

Crossing The Desert to jednak nie jest po prostu kolejny popis gry na instrumentach. To przede wszystkim niesamowity klimat tworzony przez gęste podkłady klawiszowe i zagrywki gitarowe, których nie powstydziliby się Steve Rothery z Marillion, czy nasz Piotr Grudziński z Riverside. Momentami gitara niemal śpiewa, jak choćby w otwierającym płytę utworze Indian Dream. Na krążku dominują złożone, 8-10 minutowe kompozycje, zachwycające pięknie malowanymi obrazami. Są jednak i utwory krótsze oraz dość nietypowe rozwiązania, jak choćby w Train De Vie, który, zgodnie z tytułem, zaczyna się od zagranego na instrumentach podkładu, przypominającego... powolne ruszanie lokomotywy. Następujące po sobie kolejno utwory tworzą niezwykle spójną całość, utrzymaną w stylistyce soczystego, bogato zaaranżowanego i pełnego klimatu rocka z domieszkami progresji. Muzycy potrafią jednak umiejętnie żonglować nastrojami, serwując nam na przykład fortepianowe otwarcie utworu Memory Of Eagle, który jest dostojną i pełną klimatu odmianą po dwóch pierwszych, znacznie bardziej energicznych utworach. Warto też niewątpliwie zwrócić uwagę na rozpoczynający się, zgodnie z nazwą, dźwiękiem wojennych bębnów utwór War, a także na ponad dziesięciominutową kompozycję tytułową, której początek jest, co ciekawe, bardzo podobny do jednego z utworów z wydanej kilka tygodni temu płyty Yes, Fly from Here, którą recenzowaliśmy jakiś czas temu.


Nie zawodzą też utwory krótsze, jak choćby lekki i pełen luzu, a do tego doprawiony iście plemiennymi bębnami Tap On Top, czy też zamykający płytę, naznaczony nawet pewnymi wpływami ambientowymi i partiami klawiszy, przywodzącymi na myśl raczej zespół Enigma, Ocean Song.

Crossing The Desert to pełna klimatu podróż, w którą udać powinni się nie tylko fani Marillion, ale także ci, którzy cenią solowe dokonania Dereka Sheriniana oraz płyty Liquid Tension Experiment. Mam też wrażenie, że płyty tej musiało słuchać sporo muzyków polskiej sceny progresywnej, bo parę motywów można usłyszeć choćby w utworach jednej z ciekawszych grup młodego pokolenia – Disperse. Nagranie płyty instrumentalnej nie jest może zadaniem trudnym, jednak stworzenie takiej płyty, która będzie, mimo braku wokali i tekstu, przyciągała słuchacza i nie pozwalała mu się nią znudzić, to już zadanie znacznie bardziej skomplikowane. Zwłaszcza, jeśli wydawnictwo to nie jest jedynie zbiorem sztuczek i zagrywek, mających pokazać szybkość palców muzyków. Gouvernaire (bo to on jest kompozytorem niemal całości materiału; współautorem dwóch kompozycji jest Mosley) poradził sobie więcej niż przyzwoicie, pokazując jednocześnie wirtuozom gitary pokroju Vaia czy Malmsteena, że nie trzeba grać bez przerwy miliona dźwięków i pasaży na sekundę, żeby instrumentalny album był interesujący dla słuchacza.

Zespół Iris ruszył po wydaniu płyty w trasę, choć już w zupełnie innym składzie. Gouvernaire był zmuszony, wobec zobowiązań Trewavasa i Mosleya w ich macierzystej kapeli, zwerbować mniej znanych muzyków na ich miejsce. Studyjna historia Iris nie miała, jak do tej pory, swojego dalszego ciągu w tym składzie osobowym, a Crossing The Desert zostało płytą nieco zapomnianą, którą w dodatku dość ciężko znaleźć, gdyż cały nakład został wyczerpany. Jedynym miejscem, gdzie wydawnictwo można jeszcze dostać na tradycyjnym nośniku są serwisy aukcyjne, choć istnieje też możliwość nabycia jej w formie mp3 przez oficjalną stronę Marillion.

Komentarze