Człowiek złotych słów – historia Andy'ego Wooda i Mother Love Bone

Niewiele było w ostatnim ćwierćwieczu tak barwnych postaci w świecie rocka, jak Andrew Wood. Niewiele było w tym samym czasie zespołów o tak wielkim, zmarnowanym potencjale, jak w przypadku Mother Love Bone. Niestety, niewiele jest też obecnie osób, które wiedzą lub pamiętają o tym zespole i jego niepowtarzalnym liderze.
Mother Love Bone powstało w 1988 roku w Seattle, z połączenia sił członków 3 uznanych w okolicy i ważnych dla całego nurtu grunge zespołów. Skład grupy od początku do końca jej istnienia tworzyli: basista Jeff Ament, gitarzyści Stone Gossard i Bruce Fairweather (wszyscy trzej wcześniej związani z Green River), perkusista Greg Gilmore (były członek Ten Minute Warning) oraz wokalista Andrew Wood z Malfunkshun. I właśnie to połączenie brzmienia trzech kapel, znacznie różniących się od siebie muzycznie, było tym, co wyróżniało MLB spośród całej masy młodych grup, które w tym czasie pojawiły się na północnym zachodzie Stanów. Rockowa bezczelność i żywiołowość Green River, punkowa bezkompromisowość Ten Minute Warning i glam rockowa stylistyka Malfunkshun stworzyły mieszankę wybuchową. Nazwę zespołu wymyślił Wood. Niezadowolony z propozycji pozostałych członków zespołu, spisywał podczas przerw w pracy (był w tym czasie kurierem i jeździł po mieście rozwożąc paczki) potencjalne nazwy dla grupy. Jego celem była trzysylabowa, łatwa do zapamiętania i skandowania nazwa na wzór Led Zeppelin. Stanęło jednak na czterech sylabach. Niezbyt chętni z początku koledzy zostali zamęczeni przez Wooda i w końcu po kilku dniach przystali na jego propozycję.
Od samego początku, wyraźnym liderem zespołu był jego wokalista – postać niezwykle barwna, wzorująca się nie tylko w muzyce, ale przede wszystkim w scenicznym wizerunku na takich postaciach jak Marc Bolan, Freddie Mercury czy Elton John. Queen to chyba mój ulubiony zespół. Queen, Kiss i Elton John. Jestem w pewnym stopniu hybrydą wszystkich tych artystów, którzy inspirowali mnie, gdy dorastałem – mówił w jednym z wywiadów. To właśnie Wood od początku skupiał na sobie uwagę widzów swoimi niecodziennymi strojami, kolekcją kapeluszy, której pozazdrościć mogłaby mu sama Królowa Anglii oraz niezwykłym kontaktem, jaki za każdym razem udawało mu się nawiązać z fanami, stojącymi pod sceną. Wood nie był tylko frontmanem, tekściarzem, wokalistą i pianistą zespołu. Był prawdziwym showmanem, niemal komediantem, który sposobem bycia natychmiast zjednywał sobie wszystkich dookoła, no bo jak tu nie uwielbiać gościa, który w trakcie koncertu, przechadzając się w wielkim kapeluszu pod sceną, rozdaje fanom cukierki z równie imponującego koszyka.
Mother Love Bone szybko zdobyli sobie spore grono oddanych fanów grając pełnego luzu i młodzieńczej energii rocka, nawiązującego mocno Led Zeppelin, T. Rex, wczesnego Queen, Kiss czy Guns N’ Roses, ale też nie stroniąc od spokojnych, niemal akustycznych utworów, bądź też kompozycji opartych na fortepianie. Andy określał muzykę swojego zespołu jako Love Rock. Tę nazwę wymyślił na potrzeby Malfunkshun, ale jako, że uważał Mother Love Bone za kolejną wersję swojego poprzedniego zespołu, określenie to przyjęło się też w odniesieniu do MLB. Spore zainteresowanie zespołem dało efekt w postaci podpisania umowy z wytwórnią Mercury na wydanie małej płyty. Tym samym MLB stało się pierwszym z młodych zespołów z Seattle, który wydał płytę w dużej wytwórni. EPka Shine ukazała się 20. marca 1989 roku i zawierała pięć (cztery w wersji winylowej) utworów, ukazujących w większości tę bardziej rockową i żywiołową twarz zespołu. Wyjątkiem w tym zestawie był utwór (a raczej dwa utwory połączone w jeden) Chloe Dancer / Crown Of Thorns – ponad ośmiominutowa kompozycja, opatrzona fortepianowym wstępem, która z minuty na minutę staje się coraz intensywniejsza, by niemal wybuchnąć muzycznymi emocjami pod sam koniec. Utwór ten po latach można określić mianem najbardziej znanej kompozycji grupy, do czego przyczyniła się niewątpliwie jego obecność na absolutnie fantastycznym soundtracku do filmu Singles (Samotnicy), a także wykorzystanie go w reklamie kultowego programu starego dobrego MTV – Headbanger’s Ball.
Oprócz muzyki, uwagę zwracały teksty Wooda, często bardzo enigmatyczne, inspirowane snami lub różnego rodzaju wizjami, zarówno tymi w pełni trzeźwymi, jak i „pod wpływem”. Zespół, zachęcony przyjęciem małej płytki i coraz większymi tłumami na koncertach, zaczął pracować nad kolejnymi nagraniami, by móc w końcu wydać dużą płytę. Prowadzono rozmowy z kilkoma dużymi wydawcami, mocno zainteresowana materiałem była wytwórnia Geffen, ale ostatecznie do podpisania umowy nie doszło. W międzyczasie, Wood musiał zrobić sobie chwilę przerwy, kiedy okazało się, że jego uzależnienie od heroiny stało się na tyle dużym problemem, że zaczęło stanowić zagrożenie dla właściwego działania grupy. Zdesperowany by przygotować się dobrze na wydanie płyty i planowaną po nim dużą trasę promocyjną, zapisał się na odwyk. Kiedy wrócił do pracy, zespół mógł w końcu poważnie zająć się swoją pierwszą dużą płytą i jej wydaniem. Panowie zdecydowali się zaufać ponownie wytwórni Mercury, a krążek, który wyjść miał pod koniec marca 1990 roku, otrzymał tytuł Apple. Pomiędzy nagrywaniem płyty późną jesienią, a przewidywaną datą jej premiery, zespół zagrał jeszcze kilka koncertów, czekając na swój wielki dzień. Wydawało się, że świat stoi przed zespołem otworem.
Wszystko zawaliło się 16. marca 1990 roku, zaledwie kilka dni przed oczekiwaną premierą Apple. Po 116 dniach bycia „czystym”, Andy Wood został znaleziony przez swoją narzeczoną nieprzytomny z oznakami przedawkowania heroiny. Natychmiast przewieziono go do szpitala, gdzie spędził 3 dni w stanie śpiączki. Mimo początkowych oznak reagowania na bodźce zewnętrzne i notatek w karcie pacjenta o poprawiającym się stanie zdrowia, jego mózg przestał pracować 19. marca i podjęto decyzję o odłączeniu wokalisty od aparatury podtrzymującej go przy życiu. Do dziś nie wiadomo czy zabiła go heroina, czy uczulenie na jeden z podanych leków, gdyż w dokumentacji szpitalnej brakuje zapisów z około 10 godzin, w czasie których jego stan, mimo wcześniejszej poprawy, znacznie się pogorszył. Zaledwie jeden dzień przed zapadnięciem w śpiączkę, Andy udzielił wywiadu Rip Magazine, w którym mówił między innymi: Niedawno skończyłem odwyk. Chodzę teraz na spotkania co poniedziałek. Teraz czuję się o wiele lepiej. Ale mimo wszystko, to strasznie trudne. Kiedy wychodzisz, unosisz się na różowym obłoku i jest dość łatwo. Ale później robi się ciężko i trzeba walczyć o każdą sekundę. Wood przeżył zaledwie 24 lata. W chwili jego śmierci, zespół Mother Love Bone przestał istnieć. Muzycy zespołu zadecydowali, że Mother Love Bone nie ma racji bytu bez swojego wokalisty. Premierę płyty zawieszono, by ostatecznie przesunąć ją na lipiec.
Gdy już płyta wyszła, promował ją teledysk do utworu Stardog Champion, składający się w dużej mierze z archiwalnych ujęć koncertowych. Brzmienie zespołu stało się bardziej dojrzałe. Obok utworów zawierających dużą dawkę hard rockowej energii, jak This Is Shangrila, Capricorn Sister czy Holy Roller, na płycie znalazła się całkiem spora grupa kompozycji spokojniejszych, ukazujących bardziej melancholijną twarz grupy i jej lidera. Właśnie te utwory – prowadzona gitarą akustyczną kompozycja Stargazer oraz zdominowane przez fortepian utwory Gentle Groove i Man Of Golden Words są prawdziwą ozdobą tej płyty i dowodzą wszechstronności muzyków oraz sprawiają, że Mother Love Bone zdecydowanie wyróżniało się spośród tej olbrzymiej rzeszy zespołów z Seattle, które próbowały wypłynąć na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Również śpiew Wooda ewoluował. O ile na Shine przypominał raczej Roberta Planta, prezentując wysoki i zadziorny wokal, to na Apple prezentuje też nieco inną, niższą barwę, przywodzącą na myśl raczej Marca Bolana. Ciężko się też oprzeć wrażeniu, że obecna na Apple mieszanka młodzieńczej zadziorności i muzycznej dojrzałości, inspirowanej dokonaniami weteranów sceny rockowej, jest w dużej mierze tym, co 2 lata później zaprezentowali Guns N’ Roses na dwóch multiplatynowych płytach Use Your Illusion, oczywiście jeśli pominiemy diametralnie różne głosy panów wokalistów.
Co zatem pozostało po MLB? Oczywiście poza jedną dużą i jedną małą płytą, na rynku ukazała się też kaseta vhs z ponad półgodzinnym dokumentem The Love Bone Earth Affair, który zawierał wywiady z Woodem, Amentem i Gossardem oraz fragmenty koncertów i teledysków do utworów Stardog Champion i Holy Roller. Poza tym, w sieci znaleźć można kilkadziesiąt demówek Andy’ego oraz całego zespołu, wśród których znajdują się zarówno wczesne wersje utworów, znanych z Shine i Apple, jak i pomysły nigdy nie ukończone i nie dostępne w wersjach finalnych. Dociekliwi mogą też trafić na kilka bootlegów koncertowych, zarówno w wersjach audio (świetnej jakości koncert z Seattle ze stycznia 1990 roku, zatytułowany Hello Hometown), jak i video. Trzeba przyznać, że to dość niewiele, choć z drugiej strony sporo jak na zespół, który istniał ledwie dwa lata. Duch Mother Love Bone jest jednak obecny w grupie, którą Gossard i Ament założyli po rozpadzie MLB. Krótko po śmierci Wooda, z oboma muzykami skontaktował się przyjaciel i były współlokator Andy’ego – Chris Cornell. Wraz z perkusistą Soundgarden, Mattem Cameronem, a także kumplem z dzieciństwa Gossarda, Mike’em McCreadym, nagrał on płytę pod szyldem Temple Of The Dog. Nazwa ta pochodziła z tekstu do Man Of Golden Words, a cała płyta była hołdem dla Wooda, o czym pisaliśmy szerzej w osobnym artykule. To jednak nie ten zespół został naturalnym kontynuatorem dzieła Mother Love Bone. W trakcie sesji nagraniowych Temple Of The Dog, wykrystalizował się skład nowego zespołu Gossarda i Amenta. Zespół początkowo nazwano Mookie Blaylock, wkrótce jednak zmienił on nazwę na Pearl Jam. To już jednak zupełnie inna historia.
Oryginalny skład Mother Love Bone (oczywiście bez Wooda) zebrał się tylko raz, w kwietniu 2010, na specjalnym koncercie w Seattle, na którym zagrało kilka kapel z tego miasta, dowodzonych przez wokalistę Shawna Smitha. To właśnie on wcielił się też przez kilkadziesiąt minut w rolę wokalisty MLB. Oprócz tego, muzykę grupy można od czasu do czasu usłyszeć podczas koncertów Pearl Jam, gdyż zespół ten od jakiegoś czasu wykonuje podczas niektórych występów utwór Crown Of Thorns, przypominając fanom o swoich korzeniach i o zmarłym przyjacielu.
Śmierć Andy’ego Wooda uznawana jest przez wielu fanów i krytyków muzycznych za wydarzenie, które w znacznym stopniu wpłynęło na muzykę lat 90-tych. Wróżono mu karierę na miarę Kurta Cobaina, tymczasem skutkiem jego przedwczesnego odejścia jest to, że dziś uważany jest za kultową figurę sceny Seattle, ale pozostaje w zasadzie nieznany szerszej publiczności. Świat niewątpliwie stracił piękną i barwną postać oraz zespół, który mógł być wielki. Z drugiej strony, gdyby nie śmierć Wooda, prawdopodobnie nigdy nie powstałby Pearl Jam, który w dużej mierze stał się dla rocka tym, czym Mother Love Bone stać się mogło. Czy zespół w składzie z Andym odniósłby tak samo wielki sukces? Tego już się nie dowiemy.
Kilka tygodni temu oficjalną premierę miał dokument o Andym, zatytułowany Malfunkshun – The Andrew Wood Story, w którym, oprócz fragmentów koncertów i wywiadów, zobaczyć i usłyszeć można współczesne wypowiedzi członków rodziny Wooda, jego narzeczonej, a także Chrisa Cornella i muzyków Mother Love Bone.
Pięciu gości. Różne fryzury, różne kapelusze, różne płyty. Różne instrumenty... Mother Love Bone. Napisaliśmy trochę zwariowanych kawałków (...) Śmialiśmy się i bawiliśmy jak nigdy. Potem pojawili się poważni ludzie, którzy stawiali nam kolacje. (...) Śmialiśmy się. Potem zrobiło się poważnie, złożyliśmy podpisy, napisaliśmy więcej piosenek, mieliśmy wielkie marzenia. (...) Nadszedł czas na płytę. (...) Śmialiśmy się. Nagrywanie było świetną zabawą. Później czekaliśmy. Mieliśmy plany. Czekaliśmy i marzyliśmy o wielkich rzeczach. Nasz przyjaciel Andrew odszedł do Nieba. Płakaliśmy. Apple to nasz cały czas spędzony razem. Dobre wspomnienia. (fragment notki z książeczki do płyty Apple)

Komentarze

Katownia pisze…
przeczytałam :) miło wiedziec czyjego coveru I'm in love się słucha ;)
Anonimowy pisze…
pięknie napisane. dowiedziałam sę wielu rzeczy.
Bizon pisze…
no to ciesze sie, że ktoś to czyta ;)
Anonimowy pisze…
Może ma ktoś dobrzy ludzie ten dokument o Adrew.
... A już myślałem, że w PL nie poczytam tyle o MLB: Dzienks:))
Bizon pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Bizon pisze…
mowa o tym nowym? niestety jeszcze nie mam. nie sądze zeby byl w polsce do kupienia, raczej trzeba bedzie na ebayu poszukac. natomiast w necie jeszcze do sciagniecia nie szukalem, troche za wczesnie po premierze chyba, zeby bylo, ale za jakis czas sprobuje znalezc.