Podwórkowi chuligani w kaszkietach

Hańba - jedno z mocniej brzmiących słów w języku polskim, chętnie używane przez entuzjastów archaizmów, ale także wszelkiego rodzaju krzykaczy, wielbicieli politycznych potyczek na poziomie poniżej parteru i innych. Długo by wymieniać. Na szczęście nasi dzisiejsi bohaterowie są dalecy od tego, choć z historią i polityką przecież mają związek nader ścisły. Bo mowa o zespole, o kapeli, zbuntowanej orkiestrze podwórkowej - jak sami o sobie mówią i piszą. Zaiste, lepszego określenia dla tej formacji szukać nie trzeba.
Wyglądają jak rasowa podwórkowa kapela, grają na instrumentach takich, jak dawne, podwórkowe kapele. Pamiętacie? Wpadali na podwórko, rżnęli głośno, śpiewali popularne, i często sprośne, piosenki, takie jak Mały biały domek, Hahary, Cicha woda czy klasyk wszelkich posiadówek, ognisk i wesel - Ukraina aka Hej Sokoły. Jeśli nie pamiętacie tych hałaśliwych band krążących po podwórkach, którym sąsiedzi zrzucali z balkonów drobniaki, a dzieci biegały za nimi wrzeszcząc, śpiewając i tańcząc, to znaczy, że albo jesteście bardzo młodzi albo spędziliście dzieciństwo na Marsie. Po co cały ten wstęp? Chciałabym, żebyście poczuli się jak ja, kiedy po raz pierwszy usłyszałam Hańbę na żywo. 
Bo to też było podwórko, drewniany podest/scena i gorący, letni wieczór. Muzykanci (przygotujcie się na to, że w tym tekście będzie sporo archaizmów, ot klimat) rozstawili się w rogach podwórza i pokrzykiwali jak przekupki albo gazeciarze. Rzucali kwotami i przykładami, ile można było kupić za taką a taką ilość złotówek czy groszy kiedyś, a ile trzeba wydać teraz... Nie nie, moi drodzy, nie w XXI wieku, w Stonce, ale w okresie międzywojnia, bo należy dodać, że wszystko, o czym sympatyczni panowie z Hańby śpiewają, osadzone jest w realiach Dwudziestolecia. Mamy więc piosenkę o prezydencie Narutowiczu, odę do cukru (który, jak wiadomo - krzepi), utwór o wiele mówiącym tytule Żydokomuna, czy Bij Bolszewika. Na stronie wydawnictwa Karoryfer Lecolds, czytamy o Hańbie w ten sposób: 
Od 1926 roku Polska nasza miała być uzdrowiona i naprawiona. W sferze politycznej zaprowadzony miał być porządek, a w sferze społecznej nowe, godne życie. Minęło już lat siedem, a wciąż uczciwie pracującego człowieka ledwie stać na bochenek chleba, tem gorzej, jeśli na jego utrzymaniu jest głodna rodzina. Naruszane jest prawo, ośmieszana konstytucja. Osiągnięciami infrastruktury i technologji zasłonić się próbuje problemy maluczkich - Polska zaczyna powoli przypominać Włochy faszystowskie.
W roku 1931 kilkoro muzykantów postanawia założyć wspólnie Orkiestrę Zbuntowaną, której muzyka ma ganić jawny gwałt na demokracji oraz pocieszać tych owem gwałtem pokrzywdzonych. Której muzyka niesie wrzeszczącą krytykę niesprawnego ustroju, wytyka palcem jego absurdy oraz przede wszystkiem - pięść wymierza prosto w twarz Sanacji.
 Właściwie mogłabym nie dodawać nic więcej, gdyby nie fakt, że miałam przyjemność zobaczyć zespół na żywo. A zapewniam Was, że warto. Bo Hańba to absolutny przebój koncertowy 2014 roku - zachwycili mnie swoją żywiołowością, autentycznością i fantastycznym kontaktem z publiką. Po koncercie afterparty ciągnęło się jeszcze długo - okazało się, że na melodię Whisky można zaśpiewać niemal każdy utwór, a koncert życzeń nie stanowi praktycznie żadnego problemu dla chłopaków z Krakowa. Piszę "chłopaków", ale członkowie Hańby to doświadczeni, dojrzali muzycy, którzy z niejednego pieca chleb jedli. I to słychać. Rewelacyjnie elastyczni, otwarci i skorzy do improwizacji, dali niebywały popis umiejętności muzycznych i wokalnych - aż chciało się śpiewać razem z nimi. Dlatego też polecam Wam Hańbę na żywo - jeśli tylko będziecie mieli okazję gdzieś ich zobaczyć. Punkrock w wydaniu na harmonię, tubę i mandolinę to jest zdecydowanie to, co musicie przeżyć.
Do tej pory wydali 3 albumy: Figa z Makiem Guma i gówno oraz Prosto w serce. Każda z płyt porusza tematykę zadeklarowaną przez zespół w Manifeście - szeroko zakrojoną krytykę polityki czasów sanacyjnych: od bezpośrednio adresowanych, po ogólne żale i wytykanie palcem zła i błędów. Wszystko to podane w swojskim sosie, wypełnione skocznymi melodiami, wykrzyczanymi wokalami, podbite pulsującym, zawrotnym rytmem bębna. Gdzieniegdzie da się wysłyszeć wplecione melodie znane każdemu Polakowi -  a to Prząśniczkę (szczególnie bliską sercu łodzianki), a to Z popielnika na Wojtusia. Hańba bawi się muzyką - nie dość, że nie chcą być cicho, to nic nie robią sobie z eksperymentowania z rozmaitymi gatunkami, które ni stąd i z owąd nagle wkradają się do piosenki i pozornie zakłócają rytm, w istocie tylko go podkręcając. Czyste szaleństwo!

Jeśli odpowiada Wam stylistyka takich projektów jak R.U.T.A. czy Pochwalone, zdecydowanie powinniście zapoznać się bliżej z Hańbą. To kolejny dowód na to, że punk rock odnalazłby się doskonale w każdych warunkach historycznych, gdyby nie został wymyślony dopiero w XX wieku.


Wszystkich utworów możecie wysłuchać na stronie Karoryfer Lecolds, a śledzić nadchodzące wydarzenia - np. na fb Hańby

Komentarze