Czekaliśmy na nią wiele lat - Ania Rusowicz i jej big-bit

Pierwszy raz zobaczyłam ją na ekranie telewizora, zupełnie przez przypadek. Nie było dźwięku, ale obraz i krótkie objaśnienie koleżanki  uświadomiły mi, że ta dziewczyna to ktoś, kto wie, co robi i czuje to całą sobą. Okazało się bardzo prędko, że miałam nosa, bo Ania Rusowicz od pierwszego dźwięku, który z siebie wydobywa, udowadnia, że jest świetną wokalistką. No i czuje big-bit. 
Nazwisko Ani powinno się wam kojarzyć jednoznacznie, a jeśli tak nie jest, to wracajcie do szkoły polskiego rocka i poczytajcie trochę o korzeniach tego gatunku u nas. Dla formalności podam, że Ania jest córką Wojciecha Kordy i Ady Rusowicz, dwójki wybitnych polskich wokalistów, którzy współpracowali z legendarną grupą Niebiesko-Czarni. Tragicznie zmarła Ada Rusowicz była ikoną polskiej piosenki, kojarzoną z ekstrawaganckimi strojami, stylizacjami i niezwykłym głosem, które zapewniły jej zasłużoną sławę. Wraz z Marylą Rodowicz, Wojciechem Kordą, Skaldami, Niebiesko-Czarnymi i Alibabkami zagrała w filmie Kulig, a także w słynnej polskiej rock operze Niebiesko-Czarnych, Naga (tu wraz ze Stanem Borysem i również Wojciechem Kordą). Trudno powiedzieć, dlaczego o Adzie pamięta dziś niewielka część publiczności, a może raczej - mediów. W zeszłym roku minęła 20. rocznica jej śmierci, co Ania Rusowicz postanowiła uczcić, wraz z zespołem, płytą Mój Big-Bit. Czy się udało? Odpowiedź poniżej. 

Dopiero, kiedy poczytałam więcej na temat autorki płyty, zrozumiałam, jak wielkim przeżyciem było dla niej wykonanie piosenek mamy. Wiele lat musiało minąć i wiele musiało się wydarzyć, zanim Ania zdobyła się na to, co tak naprawdę było je przeznaczone od dnia narodzin - na śpiewanie, muzykowanie, nagranie czegoś swojego. Predestynowana do tego przez więzy rodzinne, musiała w końcu pokazać, na co ją stać. A stać ją na bardzo wiele. Po mamie odziedziczyła świetny głos, mocny i charakterystyczny, o przyjemnej barwie, niemal identycznej z barwą, którą dysponowała Ada. Zwraca uwagę także staranność wykonania, rzadka dziś w polskiej muzyce, nawet wśród najwybitniejszych wykonawców muzyki rozrywkowej. Kultura śpiewania i połączona z nią umiejętność interpretacji tekstu, to niestety coraz większa rzadkość, uważany za obciach i przeżytek niemalże archaizm. Przede wszystkim w muzyce popularnej. Co dodatkowo przyciągnęło moją uwagę, to stuprocentowe "wczucie w klimat". Patrząc na Anię, nie tylko na zdjęciach, ale także w teledyskach czy na koncertach ma się wrażenie, że wehikuł czasu przeniósł nas do lat 60'tych, gdy polska młodzież śpiewała polskie piosenki, a big-bit podbijał polski rynek muzyczny. Jej życiorys wzrusza, podobnie jak wykonania piosenek z drugiej połowy ubiegłego wieku, które brzmią jednak świeżo i współcześnie. 
Jeżeli zatem jeszcze nie zapoznaliście się z wydawnictwem Ani Mój Big-Bit, a ta muzyka i te lata są wam bliskie, spieszę z krótką recenzją. 
Zacznijmy od tego, że część kompozycji, to odświeżone i nieco uwspółcześnione (na szczęście nie do przesady) wersje utworów śpiewanych dawniej przez Adę Rusowicz. Do tej grupy należą między innymi Czekałam na ciebie tysiąc lat, Duży błąd, Za daleko mieszkasz miły, Nie pukaj do moich drzwi, Mogło być inaczej. Pozostałe utwory to dzieło Ani Rusowicz, pod względem warstwy tekstowej także. Powiem szczerze, że trudno odróżnić, jeśli nie zna się twórczości Niebiesko-Czarnych i Ady Rusowicz, które piosenki wyszły spod pióra Ani - jak pisałam, łatwo dać się wciągnąć w atmosferę ery polskiej odmiany rock and rolla, którą Ania oddaje rewelacyjnie pod każdym względem. Właściwie w każdym utworze znajdziemy to, co pojawiło się wyżej, czyli doskonałe wykonania,  mocno osadzone w brzmieniu lat 60'tych. Mowa nie tylko o warstwie wokalnej, ale także o tym, jak pracuje sekcja rytmiczna, jak brzmią klawisze, gitary, najczęściej zapętlające się czystym brzmieniem wokół motywu przewodniego. Świetnie wypadł także duet dwóch Ań - Ani Dąbrowskiej i Ani Rusowicz, w utworze Babskie Gad-Anie, gdzie dziewczyny bawią się dźwiękami w sposób charakterystyczny dla polskiej piosenki lansowanej dawniej przez takie grupy jak Alibabki, Filipinki czy Pro Contra. Głosy dwóch wokalistek brzmią bardzo dobrze w licznych harmoniach. O tym, że tekst jest wyjątkowo udany, pisać chyba już nie muszę? Nieco ostrzej zespół brzmi w kompozycji Stróże Świateł - nieco mroczniej brzmi tam także głos Ani Rusowicz - dzięki trafnie zastosowanym efektom "postarzającym" sprawia wrażenie dobywającego się z trzeszczącego magnetofonu, ewentualnie - bardziej oldschollowo - z gramofonu tudzież adapteru (a może Bambino? ;>).

Wiele jest na tej płycie muzyki przez duże M. Właściwie przychyliłabym się do opinii wielu recenzentów tego krążka - że jest to najlepsza płyta polskiej wokalistki od wielu lat. Doprawdy brak u nas ostatnio wyrazistych osobowości, które jednocześnie obdarzone są wyjątkowym talentem i potrafią z niego korzystać, nie robiąc przy tym wokół siebie zbędnego szumu. Miejmy nadzieję, że Mój Big-Bit nie będzie ostatnią rock and rollową płytą Ani, skoro, jak sama twierdzi - potrafi takie utwory pisać. I po wtóre, miejmy nadzieję, że pamięć o polskim big-bicie (nie tylko o Adzie Rusowicz) odżyje i powróci do łask ta muzyka, która, choć w większości przypadków ślepo naśladowała zachodnie wzorce, to jednak wypracowała sobie szczególną stylistykę, bliską sercom miłośników polskiej muzyki spod znaku Mocnego Uderzenia.
Polecam także teledysk Ani, który sprawił, że szczęka opadła mi do parteru, do utworu Ślepa Miłość.



zdjęcia pochodzą z oficjalnego Facebooka Ani Rusowicz. 

Komentarze