Introwertyczna ucieczka od rzeczywistości: Tune – Lucid Moments

Łódzki zespół Tune należy do tych formacji, które zaufały internetowi w kwestii promocji swojej muzyki. Premiera Lucid Moments na nośniku fizycznym miała miejsce w listopadzie zeszłego roku, a do tego czasu (od czerwca) wszystkie utwory „wyciekły” do sieci (w sposób kontrolowany oczywiście). Debiutancki album kwintetu przypadł do gustu zarówno krytykom, jak i słuchaczom – zapewne w większości związanym ze sceną rocka progresywnego, lecz podejrzewam, że nie tylko do nich trafia ta muzyka. 
 Nie brakuje na płycie Tune rozbudowanych form, jednak pomimo bezbłędnego wykonania trudno znaleźć tutaj techniczne popisy muzyków grane tylko po to, żeby zapchać kolejne minuty. Bardziej chodzi o – czasem trochę teatralne – wyrażanie emocji. Szczególnie tą teatralność można zaobserwować podczas występów na żywo. Poza tym oprócz standardowego instrumentarium: gitara (Adam Hajzer), bas (Leszek Swoboda), perkusja (Wiktor Pogoda) i wokal (Kuba Krupski), skład Tune uzupełnia akordeonista (Janusz Kowalski). Ten nietypowy jak na zespół rockowy instrument sprawia, że muzyka łodzian brzmi co najmniej niestandardowo. Dźwięki akordeonu tworzą specyficzną atmosferę w utworach z Lucid Moments, wypełniając kolejne ich takty na równi z gitarą. W wielu przypadkach budują dramatyzm kompozycji czy wręcz są ich podstawą, wokół której wyrastają motywy grane przez gitarę elektryczną i basową. Warto tutaj wspomnieć o świetnej produkcji – wszystko brzmi bardzo selektywnie, przejrzyście. To także zasługa kompozytorów (w większości – gitarzysty i basisty, w przypadku Cabin Fever również akordeonisty) – dzięki nim każda z partii instrumentalnych jest tak samo ważna. Wokalista dysponuje ciekawą barwą głosu, jednak możliwe, że nie każdemu odpowiada jego maniera. Mnie kojarzy się ona z Jimem Morrisonem, za sprawą nieco aktorskiego podejścia do partii wokalnych i bardzo emocjonalnego wykonania.  
Lucid Moments to historia Michaela Gritza – fikcyjnej postaci, stworzonej przez Leszka Swobodę. Jest zagubionym w dzisiejszej rzeczywistości człowiekiem, pełnym wewnętrznych niepokojów i lęków. Ucieczką od świata, którego nie rozumie, jest dla niego sen – stąd tak wiele oniryczno – psychodelicznych motywów (jak np. w utworze tytułowym, czy w instrumentalnym Dimensions). Z nimi kontrastują nierzadko dość ciężkie riffy gitary, które jednak są bardzo na miejscu – jak już wyżej wspomniałem, w muzyce Tune nie chodzi o technikę, a o klimat. Ostre partie gitarowe doskonale podkreślają emocjonalne tornado, przez które przechodzi Michael. Ponadto pomimo dość melancholijnego i nieraz mrocznego klimatu, natknąć się można na chwytliwe fragmenty. Do najbardziej przebojowych należy mój faworyt z tego albumu, Confused. Refren tego utworu posłużyć może za podsumowanie Lucid Moments
Have you ever seen me in this place before?/I guess I lost myself, it's not an illusion/The more I get to know the less I can control/Don't know which way to go, I'm so confused
Ostatni na liście Dr. Freeman, wydaje się nieco odstawać od pozostałych kompozycji – zamiast „zwykłej” partii wokalnej usłyszeć w nim możemy dialog wokalisty z basistą, swego rodzaju podsumowanie historii – a raczej jej otwarte zakończenie. Poza tym wyszalał się tutaj Adam Hajzer, siejąc prawdziwe gitarowe spustoszenie. 
 Polecam wysłuchanie Lucid Moments zarówno w domu, jak i na koncertach Tune – w obu przypadkach ten materiał wypada niezwykle przekonująco, szczerze i oryginalnie. Oby więcej tak wspaniałych debiutów na polskiej scenie muzycznej – pomysłowych, przebojowych i jednocześnie ambitnych. 

 /B0UNCE

Komentarze