Szczęśliwa trzynastka MegaDave'a?


 Od czasu wydania zachwycającego fanów i krytykę, megadeth'owego Endgame, minęły zaledwie dwa lata (w tym czasie zespół zagrał w Polsce dwa koncerty, więc można było zapoznać się z materiałem na żywo). W międzyczasie obchodziliśmy 25-lecie wydania albumu Peace Sells... But Who's Buying?, który został wydany w wersji zremasterowanej, z dodatkowymi bonusami oraz prezentami dla kolekcjonerów, między innymi w boksie 5 CD + 3 LP. Ta ostatnia edycja, deluxe, zawiera także nigdy nie wydane materiały w postaci koncertu z 1987 roku, miksy albumu, które nigdy wcześniej nie ujrzały światła dziennego, oraz książeczkę i zdjęcia zespołu. Uff, przyznacie, że wydanie na bogato.


Tymczasem trwały prace nad nowym albumem, który został ukończony już w maju 2011 (przypomnijmy, że zespół wszedł do studia na początku roku).  Fakt, że do zespołu w 2010 roku powrócił pierwotny basista grupy, David Ellefson, pozwalał mieć nadzieję na spójne dzieło dojrzałych muzyków, które będzie godną kontynuacją dwunastej płyty, która to, wbrew tytułowi, wcale nie oznaczała, że Mustaine zamierza skończyć zabawę z thrashem.  Fani, co jakiś czas, przed premierą szczuci "wyciekającymi" do sieci utworami, mogli spodziewać się wyłącznie dobrego wydawnictwa.
Tematyka utworów jest, jak zwykle u Megadeth, wymierzona w polityków, niegodziwość systemów uciśniających ludzkość. To jeden ze znaków rozpoznawczych zespołu i tutaj nie można było liczyć na zmianę, ale czy ktokolwiek jej potrzebuje? Dave jest celnym komentatorem i trafnie wyraża zdanie wielu ludzi na tym świecie, w tym niżej podpisanej. Wreszcie sam tytuł płyty, odczytywany na wiele sposobów, poza oczywistym faktem, że jest to trzynasty album formacji, odsyłać może do kilku innych trzynastek w życiu Dave'a - w wieku trzynastu lat zaczął się uczyć gry na gitarze, a cofając się jeszcze dalej w pomroce dziejów - na świat przyszedł 13 września 1961 roku.
Th1rt3en ukazał się 1 listopada 2011 (w Japonii 26 października), momentalnie wskakując na 11. miejsce listy Billboardu. Album został ciepło przyjęty przez światową krytykę muzyczną, co zaowocowało także nominacjami do nagrody Grammy dla dwóch utworów: Public Enemy No. 1 oraz Sudden Death. Obydwa utwory promowały album, zaś do tego pierwszego powstał teledysk.

Płytę otwiera Sudden Death, z bardzo megadethowym intro, skomplikowaną solówką gitarową, której towarzyszą monumentalnie brzmiące bębny. Dopiero po około minucie wchodzi wokal, by przedstawić słuchaczom "jego wysokość zrodzonego z destrukcji". Refren z początku zwalnia tempo, by znów przyspieszyć w zwrotce i na solówkach. A te nie zawodzą, jak zwykle jest ciekawie i różnorodnie, ale przecież nie bez powodu Dave został przez Joela McIvera  w książce The 100 Greatest Metal Guitarists uznany za najlepszego metalowego gitarzystę świata. Warto tez wspomnieć, że Sudden Death znalazł się na ścieżce dźwiękowej słynnej gry Guitar Hero: Warriors of Rock. Kolejny singiel na płycie, czyli wspomniany już Public Enemy No.1 to faktycznie świetny utwór, łatwo zapadający w pamięć. Tekst, dla którego inspiracją była postać Ala Capone, bodaj nasłynniejszego amerykańskiego gangstera z lat 20', to swego rodzaju hołd dla tej, ikonicznej przecież, postaci. Być może Mustaine w pewien sposób utożsamia się z Capone, wszak jego niesława jest równie wielka, jak on sam. Muzycznie to kolejny strzał w dziesiątkę (a może w trzynastkę?). Utwór raczej zahaczający o klimaty heavy niż thrashowe, melodyjny refren i obowiązkowe spitfire riffs w solówce - do tego miodny teledysk. Czego chcieć więcej? Ja to kupuję. Ale lecimy dalej. 
Whose Life (Is It Anyways?) to w warstwie tekstowej zbliżona do nastoletnich wypocin początkujących muzyków, nieco punkowa piosenka, którą, gdyby nie wykonanie na najwyższym poziomie i muzyczne skomplikowanie, mogłaby nagrać właśnie młoda kapela, hołdująca Dave'owi. Cóż, widać Dave postanowił zrobić to za nich. Ale nie oszukujmy się, Dave to duży dzieciak, więc teksty w rodzaju: "nie mów mi co mam robić", są bardzo w jego stylu. Za to go kochamy (no, może nie wszyscy). To jedna z najkrótszych kompozycji na "trzynastce", dość jednorodna i w porównaniu do reszty - oparta w większości na jednym motywie. Ale wciąż jest moc.


We The People to typowy manifest przeciwko politykom, wypominający im skorumpowanie i zakłamanie. Otwierający riff mógłby spokojnie pełnić rolę intro dla całej płyty. Klimatem utwór przypomina nieco Dialectic Chaos z poprzedniej płyty, choć pozbawiony jest tej dzikiej galopady riffów, która pięknie rozpoczynała Endgame

Guns, Drugs & Money porusza trudną tematykę meksykańskich imigrantów, których rząd USA traktuje z pełną surowością, od których odgradza się drutem kolczastym i wszelkimi innymi możliwymi sposobami. Jak śpiewa Dave: "Poverty will turn the life of any good man bad / All love and mercy ever learned, he’ll soon forget what he had". Pełne zrozumienie dla ofiar bezdusznych systemów, godne gorliwego chrześcijanina. 
Never Dead powstał jako dodatek do gry akcji, która ukarze się w przyszłym roku, NeverDead. Klimatem i lirykami nawiązuje zresztą mocno do typowych soundtracków z gier fantasy/action. Mamy zatem mroczne intro  z wybijającym rytm werblem i po kolei rozwijającą się kompozycję, którą na dobre rozpędzają typowe dla Megadeth riffy. Pozytywnie o przyszłości nie pozwala myśleć melorecytacja Dave'a: "Dead swifts before you / To cross up to suicide / Imagine builds up in your body / You will be dying / For the rest of your life / In the realms of the never dead!". 
New World Order powstał podczas historycznej trasy Clash of The Titans. Autorami są Dave Mustaine, Dave Ellefson, Marty Friedman oraz Nick Menza. Dlaczego Dave postanowił ponownie nagrać ten utwór? W poprzedniej wersji, która została zarejestrowana dla potrzeb Countdown to Extinction (choć nie została wykorzystana), a następnie ukazała się ze zremasterowaną edycją albumu Youthanasia, nie satysfakcjonowała lidera zespołu. Jak twierdzi Ellefson, Mustaine oraz Dover (obecny perkusista grupy) naciskali na ponowną rejestrację utworu. Mustaine miał zaktualizować liryki i uczynić bardziej brutalnymi. Już choćby ze względu na ciekawą historię (i pamiętną trasę!) warto przyjrzeć się bliżej New World Order. Jak zwykle mamy do czynienia z różnorodnością motywów i muzycznym majstersztykiem, długimi solówkami i melodyjnymi refrenami. 
Fast Lane to chyba jeden z nudniejszych (moim zdaniem) utworów na płycie. Owszem, sporo się tam dzieje, jak zawsze u Megadeth, ale uważam, że "13" obeszłaby się bez Fast Lane. Ożywiam się dopiero na ostatnie 30 sekund, gdzie zespół wyraźnie przyspiesza i wyrywa z lekkiego zawieszenia systemu. 
Natomiast Black Swan to już zupełnie inna bajka. Jak zaznacza Ellefson, nie ma nic wspólnego z filmem z Natalie Portman w roli głównej, ponieważ powstał kilka lat wcześniej (kolejny już utwór, który został nagrany przez zespół ponownie, na potrzeby najnowszego krążka) jednak z powodzeniem mógłby stanowić część soundtracku, tak doskonale wpisuje się tematycznie. Jednak wydaje się, że to kolejna rozprawa Mustaine'a z dawnym uzależnieniem. Rewelacyjny utwór, już na początek raczący słuchaczy solówką gitarową, a przez cały czas trwania zwrotki, zapętlonym, hipnotyzującym motywem, który zapada w pamięć. No i tradycyjnie - refren stworzony do zaryczenia przez całą salę podczas koncertu. Podobnie jest w przypadku Wrecker, choć tutaj jest już chyba nieco mniej przebojowo. Choć czadu nie można temu numerowi odmówić. 
Millenium Of The Blind to piękna kompozycja, z delikatnym intro, oraz lirycznym tekstem przepełnionym metaforami. Typowa metalowa ballada, z mocniejszymi momentami i wysmakowanymi solówkami, które w odpowiednich momentach pogłębiają nastrój, budowany cierpliwie przez delikatnie zaznaczające swoją obecność gitary w tle zwrotek. Raczej nie ma startu do najsłynniejszych ballad Megadeth, ale słucha się przyjemnie. 
Riff do Deadly Nightshade to kolejne wykopalisko, które zostało przy okazji nowego wydawnictwa wyciągnięte na powierzchnię i podrasowane. Mocny numer, chyba jeden z mocniejszych na płycie, choć w warstwie tekstowej nie zachwyca. Dave powinien jednak trzymać się tematyki polityczno-społecznej, w tym jest zdecydowanie najlepszy. 
Utwór pod tytułem 13, zamyka Thirteen. Jest to także najdłuższa, niemal sześciominutowa kompozycja. Dave śpiewa: "Thirteen times and it’s been lucky for me / After everything, you still want me to bleed / Thirteen ways to see the devil in my eyes / Because I stood here thirteen times and I’m still alive" - te słowa doskonale pasują nie tylko na podsumowanie trzynastego krążka, ale wszystkich lat, które Dave spędził na scenie. A jednocześnie odgraża się, że to nie koniec. Cieszy mnie to niezmiernie, jako fankę. To dobry numer na koniec albumu, nie tylko z tekstu, ale i muzycznie, bije z niego aura podsumowań i rozliczenia z tym, co było, ale także tym, co ma nadejść. Gitarowe outro kończy utwór i tym samym cały album. 
Podsumowując, Th1rt3en jest godnym następcą przebojowego, i, w mojej ocenie najlepszego po reaktywacji, Endgame, choć, jak to mówią - łba nie urywa. Jednocześnie niewiele można tej płycie zarzucić. Jest po prostu dobra i nie rozczarowuje. Może ktoś przyczepi się, że zbyt wiele tu rzeczy "odgrzewanych", że płyta jest wtórna, że za mało tu nowości, a za dużo przewidywalności i podobieństw do dwóch poprzednich krążków. No cóż, takie jest Megadeth w roku 2011, nic na to nie poradzimy. Nie zmienia to faktu, że według mnie, Dave nadal kosi starych kumpli z Mety, którzy swoim Lulu (tak wiem, to nie album Mety, ale Metallica + Lou Reed...) jeszcze bardziej mnie do siebie zniechęcili. 
Hail Mega Dave!

Komentarze