20 lat w świecie Iluzji

Równo 20 lat temu, 17. września 1991 roku, nieprzebrane tłumy fanów rocka koczowały pod sklepami muzycznymi w Stanach i na całym świecie, czekając na otwarcie drzwi i możliwość nabycia płyt, o których od wielu miesięcy mówił cały świat. Nie ma w tym cienia przesady – dziś taki obrazek może się wydawać dość dziwny, wtedy jednak szał spowodowany pojawieniem się w końcu po wielu zmianach terminów dwóch płyt zespołu Guns N’ Roses, zatytułowanych Use Your Illusion, był tak wielki, że aby dostać się do sklepu, należało swoje odstać. Z perspektywy czasu, nie powinno to jednak dziwić. Grupa posiadająca przydomek Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata wypuściła na rynek tego samego dnia dwa osobne wydawnictwa, które stały się jednymi z najważniejszych płyt lat 90-tych, sprzedały się w łącznym nakładzie ponad 35 milionów sztuk i dały zespołowi aż 9 hitów na listach przebojów oraz trwałe miejsce wśród największych grup rockowych.

Można by pomyśleć, że skoro płyty odniosły tak wielki sukces, to wszystko od samego początku szło jak po maśle. Było jednak całkowicie odwrotnie. Prace nad płytami zaczęły się jeszcze w latach 80-tych. Gunsi, będący na fali po niesamowitym sukcesie debiutanckiej płyty, Appetite For Destruction, zyskiwali rzesze fanów i grali coraz więcej koncertów, brakowało jednak czasu na to, o czym marzyła wytwórnia płytowa – album, który na fali świetnie sprzedającego się debiutu, wspiąłby się natychmiast na szczyty list przebojów. Zespół wydał co prawda EPkę Lies, ale była to tylko przystawka sprezentowana zniecierpliwionym fanom, by choć na chwilę zaspokoić ich apetyt. Sesje nagraniowe rozpoczęły się dopiero w 1990 roku, choć zespół nie startował od zera. Kilka z kompozycji, które znalazły się na obu albumach, to utwory, które powstawały podczas sesji AFD. Późniejsze wielkie hity, Don’t Cry i cover utworu Boba Dylana, Knockin’ On Heaven’s Door, grane były już podczas pierwszych koncertów zespołu, Back Off Bitch, You Could Be Mine i Civil War też powstały jeszcze w latach 80-tych, a November Rain to z kolei kompozycja, której początki sięgają 1982 roku. Zespół wchodził więc do pierwszego z wielu studiów nagraniowych z całkiem niezłą ilością materiału, jak na początek sesji. Trzeba jednak było dopisać jeszcze kilka rzeczy. Kilka w krótkim czasie przerodziło się w kilkanaście i tak z płyty pojedynczej, UYI stało się wydawnictwem podwójnym, a przez pewien czas mówiło się nawet o albumie poczwórnym. O ile w kwestii kompozycji, zespół odczuwał niewątpliwy nadmiar bogactwa, o tyle niemal od początku sesji nagraniowych, grupa cierpiała na deficyt muzyków. Perkusista Steven Adler zdołał w bólach nagrać jeden nowy utwór, Civil War, po czym z hukiem wyleciał z kapeli, jako pierwszy członek oryginalnego składu, z powodu zbytniego uwielbienia dla używek wszelakich, głównie narkotyków. Jak pokazał czas, wiele się pod tym względem w jego życiu nie zmieniło. Zastąpił go znany z The Cult, Matt Sorum. Zespół zasilił także klawiszowiec Dizzy Reed, który był już w orbicie zainteresowań grupy kilka lat wcześniej, jednak paskudny wypadek i w konsekwencji złamanie ręki, nieco opóźniły jego wstąpienie w szeregi Guns N’ Roses.

Kiedy w końcu udało się skompletować nową ekipę, na zespół co jakiś czas spadały kolejne problemy. A to Izzy Stradlin pomylił popielniczkę w samolocie z ubikacją, za co został aresztowany, innym razem z kolei zespół wywołał burdy i olbrzymie straty w St. Louis po tym, jak Axl rzucił się na jednego z fanów, który filmował koncert, a następnie zszedł ze sceny i już na nią nie wrócił. Skandale nie pomagały na pewno w procesie nagrywania płyty, ale podtrzymywały cały czas zainteresowanie zespołem. Kiedy w końcu krążki znalazły się w sklepach, okazały się niemal całkowitym przeciwieństwem debiutu.

Na obu albumach pojawiła się masa gości, od gwiazdy rocka, Alice’a Coopera, który zaśpiewał z Axlem utwór The Garden, przez wokalistę Blind Melon, Shannona Hoona, pojawiającego się w paru kompozycjach, w tym w Don’t Cry, po sekcje dętą i licznych znajomych zespołu, udzielających się w chórkach. Zmianie uległa też muzyka zespołu. Owszem, wciąż było tam dużo agresywnego rocka, znanego z Appetite For Destruction, ale tym razem zespół postawił też na spora różnorodność stylistyczną. Największą zmianą było wprowadzenie fortepianu, który od tej pory stał się nieodłączną częścią muzyki GN’R. Zespół zaczął też eksperymentować z bardziej złożonymi kompozycjami, czego efektem było kilka utworów o czasie trwania powyżej siedmiu minut. Grupa niewątpliwie dojrzała muzycznie, stała się bardziej wszechstronna w prezentowanym materiale i zapędzała się w odległe rejony brzmieniowe. Fani usłyszeć więc mogli zarówno ostre, bezkompromisowe kawałki, które świetnie pasowałyby do debiutu, jak Back Off Bitch, Perfect Crime czy Right Next Door To Hell, formy bardziej rozbudowane, wielowątkowe, których zespół wcześniej nie prezentował, w postaci November Rain, Coma, Locomotive oraz Estranged, czy stonesowskie rock n’ rolle, jak Dust N’ Bones i 14 Years. Nowością były także ballady, których na pierwszej płycie zespół unikał. Don’t Cry i So Fine prezentowały właśnie to nowe, łagodniejsze oblicze Gunsów. Nie brakowało jednak innych smaczków – mieliśmy więc elementy country (You Ain’t The First), dęciaki (Live And Let Die), nieco flamenco (zakończenie Double Talkin’ Jive) oraz przedziwny i ciężkostrawny, elektroniczny eksperyment Axla (My World). Kolejnym novum były covery – po jednym na płycie: dwójka zawierała wspomniane nagranie Dylana, Knockin’ On Heaven’s Door, które w wersji Gunsów stało się jedną z najbardziej znanych przeróbek wszech czasów, na jedynce zaś znalazł się utwór Live And Let Die, w oryginale wykonywany przez Paula McCartneya i napisany na potrzeby bondowskiego filmu o tym samym tytule. Następną niespodzianką były kwestie rozdzielenia zadań wokalnych – Axl nie śpiewał już wszystkich kompozycji. Swoje 5 minut dostali zarówno basista Duff McKagan (So Fine), jak i przede wszystkim, główny, obok Axla, kompozytor grupy, Izzy Stradlin (14 Years, Dust N’ Bones, You Ain’t The First).

Obie płyty Use Your Illusion osiągnęły niesamowity sukces komercyjny, a co za tym idzie, także finansowy. Idąc za ciosem, zespół przez ponad 3 lata grał koncerty na całym świecie, wykonując przynajmniej raz niemal wszystkie kompozycje z tych płyt. Czy był to jednak także sukces twórczy? Gunsi wykazali się sporą odwagą, lub jak kto woli, głupotą. Rzadko się zdarza, by zespół z tak niewielkim stażem i posiadający w dorobku ledwie jedną pełną płytę studyjną decydował się na podwójne wydawnictwo. Materiału było oczywiście sporo, jednak, nie da się ukryć, nie wszystkie utwory prezentują taki sam poziom. O ile ciężko nie dostrzec geniuszu w kompozycjach pokroju Estranged, Coma czy You Could Be Mine, to jednak część kawałków (choćby Don’t Damn Me, Bad Apples, Garden Of Eden, czy Perfect Crime) to zwykłe wypełniacze, które znacznie lepiej sprawdziłyby się na stronach B singli. I to jest chyba największa wada tych płyt – znalazło się na nich 150 minut muzyki, i w efekcie zamiast jednej genialnej płyty i sporej ilości niezłego materiału do upchnięcia na singlach, otrzymaliśmy dwie płyty więcej niż dobre, ale z pewnością bardzo nierówne.

Nieodłącznym elementem promocji UYI były naturalnie teledyski, które pamięta chyba każdy, kto 20 lat temu choćby odrobinę interesował się już muzyką. Nakręcono ich aż osiem (w tym do wydanego tylko na singlu vhs Garden Of Eden), a także koncertowy teledysk do Knockin’ On Heaven’s Door, pochodzący z koncertu pamięci Freddiego Mercury’ego i również koncertowy klip do Civil War. Część filmików powstawała nawet w kilku wersjach (jak choćby wspomniane Garden Of Eden i Don’t Cry). Rozmach, jaki za sprawą Axla towarzyszył kręceniu kolejnych obrazów, wymykał się powoli spod kontroli, czego kulminacją było wynajęcie olbrzymiego tankowca do kręcenia scen na oceanie, które wykorzystane zostały w klipie do Estranged. Proces tworzenia teledysków do tzw. trylogii, w skład której wchodziły Don’t Cry, November Rain i właśnie Estranged, można było obejrzeć na trzech kasetach vhs, zatytułowanych Making Of Fuckin’ Videos. Niestety dokumenty te do dzisiaj nie zostały wydane na DVD i wobec niechęci Axla do reszty muzyków Guns N’ Roses, raczej się tego nie doczekamy.

Use Your Illusion było pierwszym wydawnictwem Gunsów, na które w pełni świadomie czekał niemal cały świat rocka. Miało ich ono wprowadzić do muzycznej ekstraklasy. I tak też się stało, tyle, że jednocześnie, były to ostatnie studyjne krążki GN’R z autorskim materiałem. Już podczas trasy koncertowej doszło do kluczowej zmiany w szeregach zespołu – zmęczony trudami podróży i próbujący rzucić używki Izzy Stradlin pożegnał się z kolegami pod koniec 1991 roku (choć później wrócił na kilka koncertów, grając zamiast swojego następcy, Gilby Clarke’a, który złamał rękę podczas charytatywnego wyścigu Harleyów). Trzy lata spędzone razem w trasie dość mocno zaszkodziły też relacjom między Axlem, a resztą zespołu. Coraz bardziej apodyktyczny i notorycznie spóźniający się po kilka godzin na koncerty Axl, niezbyt dobrze radził sobie ze sławą oraz kolejnymi nieudanymi związkami. Mimo tego, występy Guns N’ Roses w tamtym czasie były prawdziwym świętem muzyki, bo gdy już zespół w końcu pojawiał się na scenie, fani mogli liczyć czasem nawet na trzy godziny muzyki, niemal codziennie z innym zestawem utworów i dodatkowymi atrakcjami w postaci gości specjalnych, czy też akustycznego setu, podczas którego muzycy rozsiadali się wygodnie na wielkiej sofie, umieszczonej na środku sceny i zajadali się pizzą, dostarczaną na scenę w trakcie koncertu. Ostatni koncert trasy promującej płyty Use Your Illusion, który odbył się 17. lipca 1993 roku w Buenos Aires, był jednak także ostatnim występem na scenie zespołu Guns N’ Roses, choć jak pokazał czas, nie ostatnim w wykonaniu muzyków, posługujących się tą nazwą. To już jednak zupełnie inna historia.

Komentarze

Leszek Rusek pisze…
Naprawdę wspaniały materiał. Przypomniała mi się młodość:)
Anonimowy pisze…
po pierwsze, kogo obchodzi ze lubisz you could be mine bardziej od perfect crime? nikogo nie interesuje ze wg ciebie garden of eden jest slabsze, skoro dla wielu innych don't damn me jest wisienka na torcie płyty.
dwa, o use your illusion nie mowilo sie jako o albumie poczwornym w tym sensie w jakim to sugerujesz. UYI bylo wydane na 2 CD, 2 kasetach ale 4 winylach. "four records".
a trzy, Dizzy nie zlamal reki na deskorolce tylko w wypadku samochodwym
Bizon pisze…
po pierwsze - grzeczniej anonimowy cwaniaczku. po drugie - widzisz moze 'subiektywny' w nazwie? sprawdz w slowniku co to oznacza. po trzecie - pojawialy sie informacje o albumie poczwornym, a to, ze chodzilo o cztery winyle, okazalo sie nieco pozniej. i w koncu po czwarte, spotkałem sie z obiema wersjami historii o złamanej ręce, nie jest to na tyle wazna dla artykulu kwestia, zebym koniecznie musial sie w nią zaglębiac.
Anonimowy pisze…
no przynajmniej odpisalem a nie skasowaleś
Anonimowy pisze…
*odpisales
Knife pisze…
Iluzje są świetne!