Jak zmieniała się muzyka - historia MTV Unplugged

W czasach zamierzchłych, kiedy „M” w nazwie MTV oznaczało jeszcze muzykę, a nie miernotę, stacja ta wyprodukowała szereg programów cyklicznych, które choć w większości zupełnie nieznane jej dzisiejszym, niezbyt wymagającym widzom, są uznawane przez tych, pamiętających lepsze czasy tego muzycznego niegdyś kanału, za prawdziwą klasykę. Jednym z takich programów był cykl MTV Unplugged, który jest w dużej mierze odpowiedzialny za prawdziwą rewolucję w muzyce lat 90-tych, zwłaszcza w szeroko pojętym rocku.
Oczywiście, do rewolucji na początku droga była daleka. Nie stało się to z dnia na dzień, a sam pomysł cyklu pojawił się dość przypadkowo. Zarówno w latach 70-tych, jak i dekadę później, muzycy rockowi od czasu do czasu wpadali na pomysł zagrania swoich utworów nieco inaczej, bez mocnych uderzeń perkusji i głośnych gitar. Formuła ta jednak nie była zbyt popularna, a szefowie stacji telewizyjnych twierdzili, że na dłuższą metę, takie granie się nie sprawdzi. Zdanie zaczęli zmieniać, aczkolwiek dość nieśmiało, dopiero pod koniec lat 80-tych. Wtedy to, na antenie MTV można było zobaczyć pojedyncze próby przedstawienia muzyki w takiej formie szerszej publiczności. Prawdziwy przełom nastąpił jednak 6. września 1989 roku w Los Angeles, podczas gali rozdania nagród MTV Video Music Awards. Wśród występujących tamtego wieczora wykonawców, znaleźli się dwaj członkowie Bon JoviJon Bon Jovi i Richie Sambora – którzy wykonali akustyczne wersje dwóch wielkich hitów swojej grupy: Wanted Dead or Alive i Livin’ On a Prayer. Reakcja fanów i telewidzów była tak entuzjastyczna, że wkrótce potem podjęto decyzję o zatwierdzeniu nowego programu stacji MTV, cyklu koncertów „bez prądu”, w którym wykonawcy mieliby okazję zaprezentować swój repertuar w aranżacjach często drastycznie odbiegających od tych, znanych z ich normalnych koncertów.
Premierowy odcinek serii nadano 26. listopada 1989 roku, a pierwszymi odważnymi byli: zespół Squeeze, Syd Straw oraz Elliot Easton. Jak widać, największe gwiazdy nie garnęły się do roli pionierów. Na bardziej znanych wykonawców trzeba było jeszcze chwilę poczekać. Program jednak szybko zdobywał popularność i wkrótce niemal każdy liczący się wykonawca muzyki rockowej, a także co odważniejsi artyści pop, chcieli spróbować swych sił w tych dość trudnych warunkach. Przez dziesięć lat świetności programu, przewinęło się przez niego wielu uznanych artystów, takich jak Aerosmith, Lenny Kravitz, Bon Jovi, The Eagles, Bob Dylan, czy Roxette. I choć w ostatniej dekadzie producenci mocno spuścili z tonu, zapraszając wszelkiego rodzaju sezonowe gwiazdki oraz organizując lokalne koncerty MTV Unplugged w różnych krajach na całym świecie (dzięki czemu swoje występy w tym cyklu mają na koncie również Kayah, Hey, Wilki i Kult), marka ta na stałe wpisała się do historii muzyki poprzez ponad 100 zarejestrowanych i ponad 30 oficjalnie wydanych koncertów.
W miarę rozwoju cyklu, powstało kilka tradycji, związanych z tego typu przedsięwzięciami. Dość powszechne stało się zapraszanie przez wykonawców gości, którzy występowali z gwiazdą podczas części lub nawet całego koncertu. Inną, jeszcze popularniejszą, tradycją stało się granie utworów innych artystów. Kilka takich coverów, zagranych ‘bez prądu’, stało się zresztą sporymi hitami. Z pewnością nie wszystkie koncerty były równie ciekawe, czy udane. Wśród tej ponad setki występów były jednak takie, które na długo zostały w pamięci fanów ze względu na wybitne wykonania, bądź niecodzienne sytuacje.
Jednym z najważniejszych koncertów tego typu był niewątpliwie występ Erica Claptona w styczniu 1992 roku. Clapton z pewnością nie poszedł na łatwiznę, aranżując sporo utworów ze swojej bogatej kariery tak, by w wersjach akustycznych brzmiały zupełnie inaczej niż w oryginale. Występ oparty był głównie na starych bluesowych kawałkach, lecz najbardziej znanymi utworami, zagranymi tego wieczora były dwie kompozycje Claptona – Layla i Tears In Heaven. Pierwszy z tych utworów został tak zmieniony, że publiczność zorientowała się czego słucha dopiero przy pierwszych zaśpiewanych przez muzyka słowach. Druga kompozycja była natomiast poświęcona kilkuletniemu synowi muzyka, który zginął kilka miesięcy wcześniej, wypadając z okna apartamentu. Oba utwory w wersjach ‘bez prądu’ stały się olbrzymimi hitami, a wydana niedługo później płyta z zarejestrowanym koncertem przyniosła Claptonowi sześć nagród Grammy i sprzedała się w samych Stanach w ilości ponad dziesięciu milionów.
Cykl ma też swój udział w ponownym zejściu się kilku znanych muzyków i zespołów. Pierwszym tego typu głośnym przypadkiem był projekt UnLedded, który powstał dzięki współpracy dwóch członków Led Zeppelin, Roberta Planta i Jimmy’ego Page’a. Zagrali oni wspólnie po latach, wykonując wiele utworów swojej macierzystej formacji w mocno zmienionych wersjach. Następstwem tego występu była płyta, a po kilku latach także DVD zatytułowane No Quarter. Przy okazji, nie obyło się bez małego zgrzytu, bo o całym projekcie nie został poinformowany trzeci z żyjących członków Led Zeppelin, John Paul Jones. Co więcej, tytuł projektu został zaczerpnięty z jego kompozycji.
Innym powrotem do przeszłości okazał się występ grupy Kiss z sierpnia 1995 roku. Zespół zagrał większość koncertu w swoim ówczesnym składzie z Brucem Kullickiem i Erikiem Singerem, jednak na ostatnie kilka utworów, do dawnych kolegów – Paula Stanleya i Gene’a Simmonsa – dołączyli członkowie oryginalnego składu Kiss, Ace Frehley i Peter Criss. Był to ich pierwszy wspólny występ od 1980 roku, jedyny występ oryginalnego składu bez makijażu oraz jedyny przypadek, kiedy zespół wystąpił w sześcioosobowym składzie. Na rozwój wydarzeń nie trzeba było długo czekać. Już w następnym roku ogłoszono powrót zespołu w oryginalnym składzie, choć jak pokazała historia, panowie długo ze sobą nie wytrzymali.
Jedne zespoły występowały w składach poszerzonych, inne wręcz przeciwnie. Koncert Oasis pamiętany jest głównie z tego, że odbył się bez udziału wokalisty zespołu, Liama Gallaghera. Znany z niewyparzonej gęby i ogromnego ego muzyk, najpierw odpuścił sobie większość prób przed koncertem, a kiedy już się pojawiał, nosił cały czas te same ciuchy, był nieogolony, pijany i znikał po kilku kawałkach, a w dniu koncertu spóźnił się, przyszedł ponownie nieco wczorajszy i wykpił się w ostatniej chwili chorym gardłem. W roli wokalisty zastąpił go jego brat, gitarzysta Oasis i kompozytor większości materiału – Noel. Nie był to jednak koniec atrakcji tego wieczora, bo Liam, choć podobno chory, obserwował większość koncertu z balkonu z piwem w ręku i nie szczędził swojemu zespołowi złośliwych uwag. Gdy przyszła pora na zwyczajowe przy tego typu okazjach dogrywki utworów, które wyszły słabiej bądź nie zostały prawidłowo zarejestrowane (w tym przypadku był to tylko jeden kawałek), Liam nagle pojawił się z boku sceny i postanowił zaśpiewać. Noel: realizator powiedział, żebyśmy powtórzyli pierwszy kawałek, a tu nagle zjawia się Liam i mówi, że chce zaśpiewać, po tym, jak graliśmy bez niego przez półtorej godziny. Powiedzieliśmy mu, żeby spieprzał. Jak widać, niektórzy ludzie nie mogą znieść, kiedy wszystko nie kręci się wokół nich...
Inny był powód tego, że koncert Bruce’a Springsteena należy do najbardziej osobliwych w całym cyklu. The Boss przekonał się jak ciężkim dla rockmana zadaniem jest dobre aranżowanie głośnych kawałków na akustyczne instrumenty. Podjął się zagrania bez prądu, ale kiedy do koncertu zostało już bardzo niewiele czasu, a on wciąż nie był zadowolony z aranżacji, przygotowanych przez jego ówczesny zespół, muzyk zwyczajnie stchórzył. Zagrał sam pierwszy utwór na gitarze akustycznej, ale reszta koncertu została już odegrana przez cały zespół na podłączonych do wzmacniaczy instrumentach, a sam występ został wydany pod tytułem MTV Plugged.
Koncerty z serii MTV Unplugged były też ważne dla najbardziej znanych przedstawicieli sceny Seattle. Zarówno Pearl Jam, jak i Nirvana oraz Alice In Chains zagrali koncerty, które uchodzą za jedne z najlepszych w całym cyklu. Pearl Jam wystąpili z własnym programem w marcu 1992 roku, mając na koncie zaledwie jeden album studyjny. Swoim krótkim występem zdołali jednak zdobyć uznanie publiczności, a Eddie Vedder udowodnił, że szaleć na scenie można nawet podczas akustycznego koncertu. O dziwo, koncert pozostawał niewydany aż do roku 2009, kiedy jego większość została dodana jako bonusowe DVD do wznowienia płyty Ten.
Szczególny występ był udziałem Alice In Chains. Był to pierwszy od 3 lat koncert grupy. Mimo kiepskiego stanu zdrowia i dość przerażającego wyglądu, uzależniony od narkotyków wokalista Layne Staley dał jeden z najlepszych koncertów w swoim życiu, a zespół oprócz dobrze znanych fanom utworów z pierwszych płyt, zaprezentował nową kompozycję, The Killer Is Me. Był to wtedy jedyny występ zespołu jako kwintetu, gdyż muzyków wspomagał na gitarze Scott Olson, był to też jeden z ostatnich koncertów Layne’a Staleya. Zespół ze Staleyem w składzie zagrał jeszcze jedynie 4 razy, w czerwcu i lipcu tego samego roku. Po tych występach, stan wokalisty nie pozwalał mu już na dalszą pracę, a sam Staley do samej śmierci w 2002 roku, prawie nie wychodził z domu i jedynie kilka razy pokazał się publicznie.
Również dla Kurta Cobaina, występ w ramach MTV Unplugged był jednym z ostatnich w życiu. Nagrany zaledwie 5 miesięcy przed jego śmiercią koncert Nirvany, jest dziś uznawany za klasykę tego cyklu. Nirvana z pewnością nie poszła na łatwiznę. Set zaskoczył wiele osób, gdyż zespół w zasadzie niemal całkowicie ominął swoje największe hity, skupiając się na mniej znanych utworach i coverach z repertuaru między innymi Meat Puppets (których dwaj członkowie pojawili się tego dnia na scenie) i Davida Bowiego. Występ Nirvany był dość szczególny również dlatego, że jako jedni z nielicznych, muzycy zarejestrowali całość w jednym podejściu. Nie obyło się też bez małych utarczek z realizatorem nagrania, który poprosił zespół o bis. Cobain odmówił twierdząc, że nie są w stanie przebić tego, co chwilę wcześniej zaprezentowali w utworze Where Did You Sleep Last Night.
Mimo, że dobra marka cyklu została dość skutecznie zniszczona w ostatnich latach, podobnie jak marka całej stacji, niektóre z wykonań przeszły już do historii muzyki rockowej, a skutkiem ich popularności jest prawdziwa moda na granie bez prądu w trakcie regularnych występów, lub też granie całych koncertów, a nawet tras z wykorzystaniem takich aranżacji. Zaledwie siedmiominutowy występ Bon Jovi w 1989 roku pomógł na zawsze zmienić oblicze muzyki i pozwolił odważnie otworzyć się rynkowi muzycznemu na coś, co jeszcze nieco wcześniej wydawało się pomysłem bez przyszłości.

Komentarze

Velv pisze…
miernota to pojecie wzgledne :P po prostu MTV w wiekszosci puszcza to, czego slucha wiekszy % spolecznosci. Niczego nie narzuca, bo jak sam widzisz nie jestes pod jej wplywem. Po prostu lata '90 to grunge i rock, nawet muzyka lat '80 teraz tak powszechnie lubiana i jest od razu rozpoznawalna a kiedys pewnie rowniez byla opisywana jako 'miernota' a ludzie woleli swing i rock'n'roll (:
Bizon pisze…
problem w tym, ze mtv teraz juz nic nie puszcza poza durnymi reality show :P no oczywiscie są jakies tam poboczne mtv, ktore muzyke puszczają, od czasu do czasu nawet porządną, ale to juz takie rozdrabnianie marki. za czasow mojej mlodosci bylo jedno mtv i nad upadkiem tego jednego mtv boleję ;) a co do narzucania, jednak w pewnym sensie narzuca, bo wiekszosc tych biednych ludzi slucha tego, co im proponują takie stacje + zetka, rmf, eska itd bo pojecia nie mają ile na swiecie jest roznej muzyki ;) wiec przyjmują ten jednostajny chłam, bo nic wiecej sie im nie oferuje,a sami są zbyt leniwi, zeby na wlasną reke poszukac
Velv pisze…
bo są ludzie, którzy nie pasjonują się muzyką (:
Bizon pisze…
dziwni jacyś... :P