Muzyczne déjà vu z Australii.

Mieliście kiedyś tak, że słysząc jakiś kawałek, dalibyście sobie przynajmniej jedną kończynę uciąć za to, że wiecie kto to, a później okazywało się, że to zupełnie inna kapela? Jeśli nie, to macie taką okazję włączając którąkolwiek z dwóch do tej pory wydanych płyt zespołu Airbourne. Możecie też po prostu przyjechać w tym tygodniu na Przystanek Woodstock do Kostrzyna nad Odrą i przekonać się na własne oczy i uszy, co prezentują sobą ci Australijczycy. Ponieważ zespół będzie jedną z gwiazd festiwalu, Musihilation prezentuje historię i dokonania grupy.

Kapela pochodzi z Warrnambool, małej mieściny na południowym wschodzie Australii. Jak mówią sami muzycy zespołu, w takim miejscu, jeśli nie chce się pracować fizycznie przez całe życie, trzeba zostać muzykiem. I właśnie muzykami zostali bracia Joel i Ryan O’Keeffe, David Roads i Justin Street. Najwyraźniej była to dobra decyzja, bo w ciągu 8 lat istnienia zespołu, zdołali wydać Epkę Ready To Rock oraz dwie duże płyty, Runnin’ Wild i No Guts. No Glory, a także występować na jednej scenie przed takimi gigantami rocka, jak Motörhead, The Rolling Stones i Mötley Crüe. To jednak zupełnie inny zespół przychodzi do głowy po usłyszeniu w zasadzie każdej kompozycji młodych Australijczyków. Dla ułatwienia dodam, że zespół ten także pochodzi z Australii, jego nazwa również zaczyna się na literę „A”, a gra w nim, podobnie jak w Airbourne, między innymi dwóch braci. Tak, nawiązania do muzyki AC/DC są w twórczości Airbourne tak oczywiste, że w zasadzie można ich uznać za młodszą wersję rodaków.

Zespół wydał swoją pierwszą dużą płytę, Runnin’ Wild, w 2007 roku, zdobywając uznanie w świecie rocka oraz nagrodę w kategorii ‘Najlepszy Debiut’ w plebiscycie Metal Hammer Golden Gods Awards. W teledysku do ich pierwszego singla, utworu tytułowego, wystąpił sam Lemmy Kilmister, grając kierowcę tira, wiozącego grający zespół i ściganego przez stróżów prawa. Legenda rocka występująca w teledysku młokosów, rozpoczynających karierę – czy może być lepsza rekomendacja do poznania ich muzyki? Drugi album, wydany w 2010 roku No Guts. No Glory, również okazał się sukcesem i trafił do pierwszej dwudziestki najlepiej sprzedających się płyt w wielu krajach Europy, oraz oczywiście w ich rodzinnej Australii.

Czego należy się spodziewać po ich płytach? To przede wszystkim pełen energii hard rock inspirowany przede wszystkim twórczością AC/DC, ale też Rose Tatoo, Motörhead, Thin Lizzy, Judas Priest czy wczesnego Def Leppard. Sami muzycy nie wypierają się, ani nie wstydzą swoich korzeni. Nie ma lepszego komplementu, niż być porównywanym do najlepszego zespołu rock n’ rollowego, stwierdził w jednym z wywiadów wokalista i gitarzysta, Joel O’Keeffe. Muzykę Airbourne i tematykę ich utworów doskonale opisują tytuły ich utworów – Runnin’ Wild, Cheap Wine & Cheaper Women, Blonde, Bad and Beautiful, czy Stand Up For Rock ‘n’ Roll. Na oficjalnej stronie zespołu, Joel wyjaśnia to w ten sposób: Nigdy nie chodziło nam o jakieś konkretne przesłanie, w naszych piosenkach nie śpiewamy o polityce, czy niesprawiedliwości społecznej. Od tego są inne zespoły. Z nami jest inaczej, to tylko rock n’ roll. Chcemy, żeby ludzie świetnie się bawili, bez względu na wszystko. Nic dziwnego, że w recenzjach płyt zespołu pojawiają się opinie, że to wręcz idealna muzyka na pijackie imprezy.

Nie da się ukryć, że nie ma sensu oczekiwać od tego zespołu jakichś rewolucji czy innowacyjności. To tradycyjny, szybki i bezpretensjonalny rock, który niczym nie zaskakuje, ale też nie ma takich aspiracji. Tu chodzi przede wszystkim o świetną zabawę, wspólne śpiewanie refrenów i rytmiczne machanie głową w rytm muzyki. I to wszystko panowie z Airbourne zapewniają w ilościach hurtowych, o czym będzie się można przekonać w naszym kraju już w przyszłą sobotę wieczorem. Oczywiście, można zawsze powiedzieć, że to tylko kopia. Może i tak, nie zapominajmy jednak, że oryginał już nie najmłodszy i przyjdzie kiedyś ten smutny dzień, kiedy zespoły takie jak AC/DC przestaną istnieć i ktoś będzie musiał ciągnąć ten rock n’ rollowy wózek przez kolejne dekady. Co prawda, to tylko rock n’ roll, ale nie da się ukryć, że bardzo go lubimy.

Komentarze

TNT pisze…
pokochałam ich po Woodstocku. W rytmie ich numerów wybiłam jakiemuś kolesiowi zęba, ale powiedział tylko "nic się nie stało" ^^.