Morowe – Piekło.Labirynty.Diabły

Debiutancka płyta kolejnego projektu Nihila, znanego m.in. ze śląskich formacji Furia i Massemord, pomimo swojego ciężaru, agresywności i przede wszystkim klimatu, nie jest dziełem black metalowym – a przynajmniej nie w stu procentach. Tu i ówdzie w kontekście tego albumu w sieci pojawia się przedrostek „post-” i pomimo bardzo szerokiego, a zarazem mało konkretnego znaczenia, termin post-black metal wydaje się być dobrym określeniem dla materiału, znajdującego się na płycie Piekło.Labirynty.Diabły. Pierwszy longplay Morowe ukazał się nakładem polskiej wytwórni Witching Hour Productions nieco ponad rok temu w... Dniu Dziecka. Ironia? Być może, biorąc pod uwagę dystans Nihila do świata, który prezentuje w lakonicznych wypowiedziach podczas rzadkich wywiadów. Zespół będzie można zobaczyć w tym roku podczas jesiennej trasy koncertowej Behemotha – jako jeden z supportów formacji dowodzonej przez Nergala. Przed występem na żywo warto zatem zapoznać się ze studyjną propozycją katowickiego tria.

Zacząć muszę od pewnej cechy tej muzyki, która, jak mi się wydaje, nie jest zbyt oczywista, biorąc pod uwagę wyżej wymienioną szufladkę „post-": jest ona na swój sposób przebojowa. W tej chwytliwości przypomina trochę Satyricon, choć to dość luźne skojarzenie. W nietypowym podejściu do blackowej materii przywodzi mi na myśl również francuski zespół Deathspell Omega. Wracając do kwestii przebojowości, na miano metalowego hitu zasługuje z pewnością trzeci utwór z albumu, Tylko piekło, labirynty i diabły, prowadzony przez prosty, nośny riff. Stanowi on też niejako streszczenie warstwy lirycznej płyty. Mroczna, posępna, pesymistyczna atmosfera muzyki tworzy idealną całość z dekadenckimi, apokaliptycznymi tekstami. Nierzadko są to wręcz poetyckie fragmenty, których klimat dobrze znany jest fanom innego zespołu Nihila – Furii. Lider, oprócz gry na gitarze, basie i klawiszach, objął obowiązki wokalisty formacji. Posługuje się dość charakterystycznym growlem, łączonym z jękami, krzykami i nierzadko melodyjnymi wokalizami, co brzmi naprawdę bardzo efektownie, a przekazywane w ten sposób polskojęzyczne teksty robią jeszcze większe wrażenie.

Najdłuższy na płycie kawałek - Czas trwanie zatrzymać - to zarazem najbardziej rozbudowany utwór, ze spokojną, hipnotyzującą częścią. Coś, co uderzyło mnie w nim (a także w kilku innych momentach albumu) to melodia. Naprawdę ładna melodia. Panowie nie starają się na siłę brutalizować muzyki – mnóstwo w niej przestrzeni i tego specyficznego, melancholijnego piękna, ukrytego właśnie w melodiach. W inną stronę Nihil, Hans i BaronVonB poszli w przedostatnim utworze. Wężowa korona jest najbardziej blackowym, brutalnym fragmentem albumu. Dopiero koda przynosi zmianę klimatu na odrobinę psychodeliczny. Takie też jest Zakończenie - ponownie pojawia się powtarzany jak mantra motyw gitary solowej, wspaniale hipnotyzujący słuchacza.

Reasumując: swoim pierwszym albumem Morowe z pewnością trafili w gusta wielbicieli ciężkiej, mrocznej muzyki o niebanalnym klimacie, okraszonej intrygującymi tekstami. Nie jest to płyta przeznaczona dla blackowych ortodoksów, gdyż, jak wyżej napisałem, w dużej mierze odbiega od najczarniejszej z odmian metalu. Dla jednych będzie to wada, dla mnie – i dla wielu innych, mniej konserwatywnie nastawionych do muzycznej ekstremy, słuchaczy – jest to główna zaleta tego materiału.


/B0UNCE

Komentarze

Anonimowy pisze…
jak można skontaktować się z autorem bloga? chciałbym przesłać płytę do recenzji. thegars(at)wp.pl
Bizon pisze…
a mozna na przyklad pisac na czarny_bizon@poczta.onet.pl ;)