Corruption – „Bourbon River Bank”

Jest co najmniej kilka powodów, dla których chciałem napisać o Corruption. Przede wszystkim dlatego, że był to do niedawna jeden z bardziej niedocenianych zespołów w Polsce z takim stażem scenicznym. Dlaczego do niedawna? Ano dlatego, że ich najnowsze dziecko, album Bourbon River Bank został nominowany do najbardziej prestiżowej nagrody muzycznej w Polsce, a mianowicie do Fryderyków. Drugim, niezwykle ważnym aspektem jest fakt, że zespół potwierdził już udział w Rockowym Zakończeniu Lata w Aleksandrowie Łódzkim, 3 września 2011 r. tak więc będziemy mieli okazję przekonać się, jak zespół sprawdza się LIVE. Zanim to jednak nastąpi, możemy skupić się na ich najnowszym materiale, wydanym w zeszłym roku przez Mystic Productions, firmę która powoli staje się potentatem jeśli chodzi o rodzimą scenę hard&heavy. Bourbon River Bank to bezpośrednia kontynuacja stylu, jaki zespół obrał po 2000 roku, czyli dość łatwo kojarzonego stoner rocka/metalu. Warto nadmienić, że sam zespół istnieje od 1991 roku, a początkowo wykonywał bardziej niszowe rodzaje muzyki z pogranicza death i doom metalu. Nagrania z pierwszych lat twórczości są dziś prawdziwym rarytasem dla kolekcjonerów. Niskie nakłady i dziwne kontrakty z wytwórniami zagranicznymi sprawiły, że pierwszy debiut (nie licząc 3 pierwszych dem) był nie do zdobycia już w dniu premiery. Mało jest zespołów z tak długim stażem, których nie ominęły by problemy personalne. Podobnie było z Corruption. Przez zespół na przestrzeni lat przewinęło się wielu muzyków, a ostatnie zmiany odnotowano 6 lat temu i wygląda na to, że w końcu właściwi trafili na swoich. Wracając do Bourbon River Bank: jest to płyta, która zaskakuje w każdej minucie, już od pierwszych dźwięków. Nawet otwierający płytę utwór nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z materiałem przemyślanym pod względem oryginalności. Beelzeboss, bo o tym kawałku mowa, nie uderza w typowe stonerowe nuty. Bliżej mu wręcz do ballady w stylu country, może jedynie ciemny wokal Rufusa zdradza, że to inna bajka. Dalej jest bardziej przewidywalnie, utwór Hell Yeah!, jak sama nazwa z wykrzyknikiem wskazuje – balladą nie jest. Łatwy do zapamiętania refren z pewnością jest wykorzystywany podczas koncertów do śpiewania razem z fanami. Później jest jeszcze lepiej, kolejne utwory Magus, Candy Lee, przynoszą pokaźną dawkę stonerowego uderzenia z rytmicznymi gitarami wysuniętymi na przód oraz wpadającymi w ucho tekstami. Na uwagę zasługuje również bardzo dobry mastering materiału. Poziomy głośności instrumentów są idealnie zbalansowane, dzięki czemu całość brzmi naprawdę potężnie, na światowym poziomie. Ten poziom się przyda, gdyż Bourbon River Bank doczekało się wydania w USA. Kolejne utwory to: Devileiro, do którego powstał przyjemny, koncertowy teledysk, Engines – najbardziej dynamiczny z całej płyty, niezwykle krótki, z galopującym motywem gitarowym. Nieco wolniejszy Worlds Collide pozwala trochę bardziej wsłuchać się w wokalizy Rufusa, który przez lata wyrobił sobie ciekawą manierę i dysponuje jednym z najbardziej charakterystycznych głosów w polskiej muzyce rockowej. Po serii kolejnych 3 utworów, mam nieodparte wrażenie, że Motorhead odcisnął swego czasu na panach z Corruption swoje piętno – czego absolutnie nie mam im za złe. Nieco więcej melodii dopada nas w stonowanym Pillow Man, do którego ma zresztą powstać teledysk. Przedostatni utwór One Point Loosers przynosi skojarzenia z czarnym albumem Metallicy, podobne tempo, ciężar gitar, a nawet czasami - barwa wokalu. Tytułowy Burbon River Bank kończy płytę w stylu zbliżonym do Beelzeboss, ale tylko przez pierwsze 45 sekund, choć dźwięk harmonijki ustnej towarzyszy nam do końca utworu. Jeśli zaciekawiłem Was zespołem zapraszam już 3 września do Aleksandrowa Łódzkiego gdzie Corruption zagra w towarzystwie Titus Tommy Gun, Flapjack oraz Kat’a.




/Sauteneron

Komentarze