11.12.2010: Hetman w Iron Horse

Kiedyś na hasło "relacja z koncertu w Iron Horse" parsknęłabym śmiechem, bo wszyscy bywalcy tego pubu wiedzą, że zwykle grają tam kapele lokalne (a co za tym idzie mało znane) a także, że rzadko kiedy dzieje się tam coś, co byłoby na tyle ciekawe, by pisać o tym na dostępnym ogólnie blogu, który przecież nie tylko Łodzianie czytają (a przynajmniej taką mam nadzieję! ;>).

No ale jednak życie potrafi zaskoczyć i ponownie się o tym przekonałam. Bo oto okazało się, że w tym kultowym klubie zagra nie kto inny, a legenda polskiego heavy metalu, Hetman. Zatem każdy, szanujący się (i posiadający wolne 10 zł) fan muzyki metalowej musiał się tam tego dnia znaleźć. Koncert stanowił część trasy na dwudziestolecie zespołu, która kończyła się właśnie w Łodzi. I choć nie znałam twórczości Hetmana zbyt dobrze, to czułam potrzebę zobaczenia tej "żywej legendy" na scenie Irona.
Koncert miał rozpocząć się o godzinie 20:00 ale wiadomo, jak to jest z planowanymi rozpoczęciami. Jedyna zasada, jaka obowiązuje w tym przypadku to... brak punktualności. Kiedy już wreszcie dotarli wszyscy brakujący członkowie kapeli, koncert rozpoczął się od utworu X. Mała scena i niewiele miejsca pod nią, a także stojące tuż obok stoliki powodowały, że publiczność nieśmiało skupiła się po stronie baru. Dopiero po apelach wokalisty kilka osób pofatygowało się pod scenę, ale wciąż nie przypominało to typowego, szalejącego na koncertach tłumu. Na szczęście z biegiem czasu i kolejnymi hitami typu Skazaniec czy Czarny Chleb i Czarna Kawa (nie muszę chyba wspominać, że absolutny szał nastąpił podczas wspólnego wykonywania pieśni ludowej Sokoły?) publika rozkręciła się i zdominowała przestrzeń dzielącą scenę od stolików. Być może przy okazji następnych koncertów warto zastanowić się nad sensem stawiania tychże w odległości dwóch metrów od niewielkiego podwyższenia na którym występują artyści? Tak, aby chociaż można było spokojnie włosami potrząść bez potrzeby obawiania się o własny tyłek.
Hetman bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. I nie chodzi już nawet o to, że dokonań grupy zwyczajnie nie znałam, ale o to, że zwykle ciężko przychodzi skonfrontowanie mitu z rzeczywistością. Przed przyjściem na koncert trochę o zespole poczytałam, trochę posłuchałam, ale wciąż nastawienie miałam raczej neutralne z nastawieniem na "jednak to nie dla mnie" zwłaszcza, że ostatnimi czasy heavy metal nieco mnie nużył. Ale po raz kolejny okazało się, że nie ma to jak obcowanie z muzyką bezpośrednio, na żywo. Co tu dużo gadać - panowie, kupiliście mnie. Teraz jeszcze tylko muszę kupić wasze płyty (a przynajmniej ostatnią, Deja Vu, bo ten materiał brzmi doprawdy doskonale!) i będziemy kwita.
Co do samego zespołu, to prezentuje się naprawdę zawodowo, ale po dwudziestu latach... już nawet nie wypada inaczej. Wokalista pełen werwy, (gdyby mógł, pewnie wsiadłby na tę połówkę motoru wystającą ze ściany) dysponujący dosyć ciekawym głosem. Choć może nie jest to typowy wokal heavymetalowy, to jednak coś w sobie ma, co pozwala słuchać go z bananem na twarzy. Co ważne - interakcja z publiką, żarty, strojenie min... Nie ukrywajmy, to jest to, co lubią fani przychodzący na koncerty i co buduje więź między nimi a zespołem. Muzycy Hetmana to również doświadczeni wojownicy więc mogliśmy tego wieczoru usłyszeć wiele momentów iście wirtuozerskiej gry (achh te solówki!) i zobaczyć, jak wygląda rzeczywiste i radosne zaangażowanie w grę. To jest to!

Trochę żal było patrzeć jak panowie byli ściśnięci na małej przestrzeni i żaden z nich (może poza basistą, który czarował dziewczęta pod sceną i prezentował się w całej okazałości na samym przedzie) nie mógł swobodnie przemieszczać się po scenie. Mimo tych nieudogodnień usłyszeliśmy, że łódzka publiczność również zaskoczyła Hetmana pozytywnie. Padła także deklaracja, że zespół powróci do nas już niedługo z kolejnym koncertem. Będę zobowiązana!

Mam jeszcze tylko jedno ale: zdecydowanie za krótko! Następnym razem, mam nadzieję, panowie się poprawią. ;)

Jeśli nie mieliście okazji zobaczyć Hetmana podczas minionej trasy koncertowej, możecie nadrobić to, sięgając po najnowsze wydawnictwo Hetman XX Years,które zawiera zapis DVD koncertu z 2008 roku a także CD ze zremasterowanymi wersjami najpopularniejszych ballad zespołu, plus dwa bonusy. To i inne wydawnictwa znajdziecie na stronie internetowej: hetmanband.pl

Setlista:

1. X

2. Everybody Hell Now

3. Radiolove

4. Bells From Hell

5. Damned Soldier

6. Uciekinier

7. Wiwat Król

8. Skazaniec

9. Banita

10. Kłamstwa

11. Sokoły

12. Czarny Chleb i Czarna Kawa

13. All Good Boys Die Young

14. Easy Rider

15. Odchodzę

zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony zespołu/by Kasia Gwóźdź

Komentarze