A Lesson in Violence czyli "nie gramy nic wolniejszego!"

Na ten koncert oczekiwałam chyba w podobnym stanie napięcia jak na Slayera. Choć Exodus stał się bliższy memu sercu zdecydowanie później niż wielki Zabójca, to przemówił na tyle, że było to wydarzenie „must go”. Thrashowy maraton rozpoczęła w czerwcu Wielka Czwórka, zaś Wielka Jedynka pokazała z początkiem lipca, jak się gra thrash. I choć – rzecz oczywista – koncert Exodus w warszawskiej Progresji nie zgromadził takich tabunów ludzi jak przereklamowane Sonisphere, to mimo wszystko dał fanom solidną „lekcję przemocy”.

W zasadzie pierwszym i chyba jedynym zawodem tego wieczoru – ale tylko z początku – był fakt, że legenda thrashu miała zagrać na małej scenie klubu. Wydawać by się to mogło swego rodzaju ujmą, ale podczas koncertu okazało się, że był to mimo wszystko dobry wybór. Bliski kontakt publiki z zespołem na pewno był wielkim atutem tego występu.


Bardzo długo nieznany był support Exodus. Internet huczał od domysłów i niepotwierdzonych plotek. W rezultacie obydwa polskie koncerty Bay Area Thrashers otworzył olsztyński Monolit. Dla ortodoksyjnych thrasherów być może nie był to wymarzony rozgrzewacz, ale w końcu był to wybór organizatora. Nie ukrywam, że mnie ucieszył, nawet zanadto. ;) Panowie znani są co prawda bardziej z punkowej strony swojej twórczości, co jednak nie oznacza, że nie potrafią rozgrzać thrashmetalowej publiki. Jak się okazało, w Warszawie nie przyjęto ich zbyt ciepło, co na szczęście ich nie zraża i bardzo słusznie prą do przodu bez względu na wzdęcia. Swój krótki występ w Warszawie otworzyli tradycyjnie, coverem Pantery - Domination. Po koncercie dało się słyszeć głosy jakoby wokalista silił się na bycie drugim Anselmo. Cóż, choć temu ostatniemu nie dorasta do pięt, to w swojej klasie radzi sobie całkiem nieźle i wszyscy ci, którzy żądają od Monolitu wymiany wokalu są w błędzie. Więcej powietrza, o zamknięte główki, a wszystko wam się pomału poukłada. Wprawdzie zgodzę się, iż gadki wokalisty ze sceny były nędzne, no ale co powiedzieć, gdy gra się przed Exodusem a pod sceną praktycznie sami sceptycznie nastawieni do nowości oldschoolowcy. Niemniej jednak, między głupimi gadkami a piciem piwa, Monolit zagrał dobry, energetyczny set bez zbędnego podlizywania się publice. Kilka potknięć których nikt poza znającymi utwory pewnie nie zauważył, można spisać na karb tremy, która niewątpliwie towarzyszyła chłopakom. Według mnie – well done! Chcemy więcej. ;]
Set Monolitu:

Domination
Nadszedł Czas
Wiatr, piach i my
Pokolenie zero, nic
Fatum
Revolution
Spierdalaj

Sala zaczęła się zapełniać dopiero po zejściu ze sceny załogi z Olsztyna. Ci szczęśliwcy, którzy być może nawet wbrew własnym gustom zajęli miejsca przy barierkach już na Monolicie, mogli cieszyć się najlepszymi miejscówkami do łapania kostek na tym gigu.

*Tutaj muszę wtrącić – bo aż trudno się powstrzymać - pewną dygresję. Otóż: nawet nie wyobrażacie sobie, jakie to uczucie stać w ciemnościach backstage'u i oczekiwać za plecami zespołu na ich wyjście na scenę. Podczas kiedy ludzie w klubie skandują „Exodus! Exodus!” i w pewnym momencie wszyscy wychodzą na scenę i zaczyna się piekło. Wiecie jakie to uczucie? Nie? No to możecie mi zazdrościć. ;] Ok, koniec dygresji. *

Exodus zaczął tak, jak można było się tego spodziewać na trasie promującej najnowsze wydawnictwo Exhibit B: The Human Condition, utworem zawierającym piękne intro, The Ballad of Leonard and Charles. Kawałek, który otwiera Exhibit B, tak jak wiele innych znajdujących się na tym krążku wydawał mi się w oryginale nieco przydługi, acz niesłychanie przyjemny dla uszu. Mimo to, każdy z utworów, które usłyszeliśmy w czwartek na żywo, nie sprawiał wrażenia ani trochę za długiego. Półtorej godziny bezlitosnej młócki i walki dało się we znaki wszak dopiero nazajutrz, ale w końcu po to idzie się na koncert. Niemal każde wykrzyczane przez Dukesa słowo ociekało agresją i rozsadzało od środka pchając ludzi w sam środek akcji pod sceną. Szkoda tylko, że jakikolwiek circle pit rozkręcił się dopiero na trzecim od końca utworze. Poza „balladą” dostaliśmy jeszcze z Exhibit B: Beyond The Pale, Downfall oraz Good Riddance zamykający występ. Poza nowymi utworami Wielka Jedynka Thrashu uraczyła fanów klasykami których oczekiwali wszyscy – A Lesson in Violence, Metal Command, Bonded by Blood czy Toxic Waltz spowodowały, że publika pod sceną kompletnie oszalała gotując sobie małe piekiełko. Wprawdzie liczba uczestników koncertu ani rozmiary klubu nie pozwoliły na tak wielki circle pit jak np. na Wacken ale mimo to determinacja i szaleństwo polskich thrashmaniaków spotkały się z aprobatą zespołu i zarówno jedna jak i druga strona ewidentnie dobrze się bawiły podczas tej półtoragodzinnej masakry. Doskonały kontakt Dukesa z publiką (no, może poza tym małym nieskumaniem przez ludzi gestu, który przez prawie cały koncert wykonywał w kierunku publiki Rob... ) i bezkompromisowy repertuar tego wieczoru pokazały klasę zespołu tym, którzy jeszcze nie mieli okazji się o niej przekonać. Na pewno swego rodzaju niespodzianką było Deathamphetamine, które świetnie zabrzmiało na żywo. Zdecydowanie uwielbiam wersję albumową, natomiast na żywo ten kawałek po prostu roznosi. Podobnie rzecz się miała przy War Is My Sheppard które wywrzeszczane razem z tłumem fanów stanowiło coś w rodzaju hymnu śpiewanego w nabożeństwie, a każde słowo składające się na refren powinno zostać wzbogacone o wykrzyknik. Dodatkową atrakcją show Exodus, był gitarowy pojedynek Gary Holt - Lee Altus przed Metal Command, który to utwór swoją drogą również zabrzmiał bardzo świeżo i agresywnie.

Mówiąc krótko, cały koncert Exodus w Warszawie należałoby podsumować jednym, dość kolokwialnym określeniem.
Każdy, kto widział Exodus na żywo powie to, co ja – ten zespół to prawdziwa machina do zabijania. Niechaj teraz spadną na mnie gromy, ale napiszę to: 1 > 4 ! Niestety, w moich oczach atmosfera, zaangażowanie i energia którą zaoferował Exodus podczas koncertu w Polsce, przerasta to, co otrzymaliśmy na Wielkiej Czwórce, choć historycznie rzecz ujmując oczywiście nie ma porównania. Niemniej – wybawiłam się o stokroć lepiej niż na Bemowie. Jednak klubowe koncerty mają swój klimat którego nie da się stworzyć podczas plenerowych gigów. To co, teraz powtórka zimą u naszych sąsiadów?

Set Exodus:

1. The Ballad of Leonard and Charles
2. Beyond the Pale
3. Iconoclasm
4. Downfall
5. A Lesson In Violence
6. Deathamphetamine
7. Blacklist
(pojedynek Holt - Altus)
8. Metal Command
9. War Is My Sheppard
10. Bonded By Blood
11. Strike Of The Beast
12. The Toxic Waltz
13. Good Riddance


na zdjęciu: autorka tekstu z Garym Holtem ;]


zdjęcia: materiały własne.

Komentarze