Hardkorowe rock'n'rollowe gwiazdy

Miało być o czymś innym, miało być już dawno temu - przepraszam wszystkich "czytaczy"za mega obsuwę, ale jakoś weny brak było na pisanie. Póki co mam na swe wytłumaczenie jeszcze fakt, że rok 2009 obrodził w rewelacyjne albumy, w fantastycznych wydawnictwach można by przebierać niemalże w nieskończoność. To jednak - jak mniemam - zawrzemy w naszym rocznym podsumowaniu. ;) - co nie zmienia faktu, ze nie nadążam ze słuchaniem :P

Póki co zapraszam was w podróż. Nie będzie potrzebny olejek do opalania ani kostium kąpielowy, choć otoczeni jesienną aurą w większości obralibyście jako kierunek jakiś przyjemny kraj tropikalny. Tymczasem udamy się na Północ, gdzie jeszcze zimniej niż u nas (a i z tym różnie bywa ostatnimi czasy, globalne ocieplenie nie śpi moi drodzy, zgaście światło!). Sądzę jednak, że ani nauszniki ani dodatkowe rękawiczki nie będą wam potrzebne, gdy napotkacie na swojej drodze zespół, który całkiem niedawno mnie oczarował, a mianowicie Szwedów z rokenrollowo-hardrockowej formacji Hardcore Superstar.
Nazwa, rzec by można, nieco kiepska. Aczkolwiek dźwięki, które panowie generują, niejednemu skopałyby dupsko obrośnięte tłuszczem od siedzenia przed komputerem i ściągania najnowszych albumów najmroczniejszych królów mroku. Porzućcie smuty drodzy metalowcy! Oto zespół, który gra rokenrola z metalowym zacięciem, ma dobre teksty, świetnego wokalistę i niesamowity dar komponowania utworów, które wpadają w ucho, a w tym wszystkim - nie jest banalny.

Czym zdobyli moje serce? Koncertami. Niestety, oglądanymi jedynie za pośrednictwem JuTjuby, jednak to w zupełności wystarczyło, bym padła niemalże na kolana przed monitorem. W każdym razie nóżka zaczęła poruszać się rytmicznie, aż chciało się skakać i zapieprzać po pokoju niczym lider zespołu - Jocke, po scenie. Człowiek o mylącym wyglądzie, który mógłby sugerować jakieś niewiadomoco generujące dźwięki pokroju 30 Seconds To Mars czy Fall Out Boy. O nie, moi drodzy, to metalowy wokalista z krwi i kości, człowiek który potrafi heavymetalowo zapiać ale i ryknąć gdy trza. Po prostu rewelacja. Ja jestem nim zachwycona. Jeszcze jedna uwaga - mówi się, że wokalistki popowe dlatego śpiewają z playbacku albo przynajmniej z półplaybacku, żeby nie dostać zadyszki podczas jednoczesnego tańca i śpiewu. No cóż - Jocke doskonale to godzi. Wprawdzie nie tańczy (chociaż jego "tańce godowe" możnaby w sumie pod taniec podciągnąć) ale szaleje wciąż biegając z jednego końca sceny w drugi, lub, jak w przypadku TEGO koncertu - w kółko. Widać można to pogodzić i nie dostać zadyszki. Ciekawe, co na to Britney.

Ale do rzeczy. Album, który katuję od paru dni, to ostatnia produkcja "jestem-hardkorem superstarsów", a mianowicie Beg For It. Ta płyta jest, krótko mówiąc - zajebista. Ale żeby nie szafować nadmiernie kolokwializmami, wypadałoby dodać coś więcej. Zacznijmy zatem, jak nakazuje etykieta, od początku. Intro - This Worm's For Ennio - tak jak wynika z tytułu, nawiązuje do twórczości Ennio Morricone. Zresztą - nim zapoznałam się z całością albumu i oglądałam koncert na YT, sądziłam, że panowie wykorzystali jakowyś utwór najsłynniejszego chyba kompozytora muzyki filmowej, Ennio Morricone. Tak świetnie naśladuje owa kompozycja styl tego muzyka. Doskonałe. Po prostu. Mnie to rusza i jest fantastycznym wstępem do płyty. A także do koncertów. Jednak dobre intro jest ważne. Im więcej koncertów oglądam czy to na żywo czy w internecie, tym bardziej się o tym przekonuję. Intro to pierwsze wrażenie dla osoby nieznającej zespołu, to wstęp do muzycznego przedstawienia, a czasem kompletnie odmienny od stylistyki zespołu element, który zaskakuje publiczność.


Wróćmy jednak do Hardcore Superstar. Po nastrojowym intro następuje kopniak w postaci tytułowego utworu, Beg For It. Świetny, dynamiczny utwór, z chwytliwym refrenem, który sprawdza się podczas koncertów. Trzy słowa które wykrzykiwane przez tłum fanów kładą na łopatki. Takich momentów w piosence jest więcej chociażby fraza kończąca łącznik między zwrotką a refrenem - aż prosi się o zaśpiewanie przez wszystkich na sali : "...slowly I dieeeeee!". Trzeba to przyznać, że panowie mają dar do komponowania utworów wyjątkowo koncertowych, bo w takiej już, koncertowej atmosferze trzymają nas do końca krążka. Zarówno następny, Into Debauchery czy delikatny Hope For A Normal Life aż proszą się o śpiewanie wraz z wokalistą. Właściwie każdy utwór z tej płyty nadawałby się na singiel. Każdy ma moc, ma wykop ale i coś takiego, co sprawia, że natychmiast zagnieżdża się w głowie i nie chce wyleźć. Chodzę po mieszkaniu i nucę sobie różne kawałki z albumu Beg For It. Aha- polecam do sprzątania - rytmiczne, z solówkami (w sam raz do odegrania na "gryfie" odkurzacza) i dobrymi liniami melodycznymi. No po prostu dobra płyta, ot co! W warstwie muzycznej album może nie jest szczególnie odkrywczy, na pewno nawiązuje do klasyki rocka, mamy więc gitary akustyczne, gdzieniegdzie zagrania przypominające klasyczne utwory metalowe, ale gdzież tego dzisiaj nie ma? Tak naprawdę trudno jest w heavy metalu czy rockenrollowo zabarwionej odmianie tego gatunku znaleźć coś wybitnie nowatorskiego, bo wszystko już było, bo wszystko zagrali już Beatlesi i Black Sabbath :) Proszę tu się doszukiwać swego rodzaju żarciku, choć może mało śmiesznego.
Tak czy owak - Hardcore Superstar, pomimo kiepskiej nazwy mają już we mnie jeśli nie fankę, to na pewno osobę bacznie im się przyglądającą. No i w razie koncertu w naszym pięknym kraju nad Wisłą - biletem nie pogardzę ;)


Warto odwiedzić stronę domową hardkorowych gwiazdek, chociażby po to, żeby ściągnąć sobie w świetnej jakości - zupełnie legalnie, ich teledyski czy zobaczyć jak tez panowie wyglądają i co porabiają na bierząco :)



Moja ocena Hardcore Superstar -
Beg For It = 8

Komentarze