Wielką przygodę czas zacząć - Chrono Trigger Brink of Time

Rynek muzyki tworzonej na potrzeby gier jest równie ciekawy, co nierozwinięty i poniekąd nieznany na polskim poletku. Bo choć zdarzało się już, że do co poniektórych gier dodawano krążki z muzyką, to do tej chyba tylko ścieżka dźwiękowa do Wiedźmina doczekała się osobnej publikacji jako pełnoprawne wydawnictwo (co oczywiście nie przeszkadzało jej być dodawaną do gry, następnie zaś udostępnioną za darmo na internecie). Nie powinno to dziwić, gdyż w kraju, gdzie ponoć sprzedaż płyt, nawet pełnoprawnych wykonawców, do najwyższych nie należy, zaś dystrybucja muzyki przez internet nie jest dostatecznie rozwinięta, zabranie się za tę gałąź rynku może wydawać się ekonomicznym samobójstwem. Nie sprzyja też temu fakt, że game music jest tak naprawdę niszą, którą zainteresowani będą praktycznie tylko i wyłącznie gracze. A przecież nie wszyscy z nich będą kupować płyty, więc jest nieciekawie. I nawet inicjatywy typu Video Games Live szybko tego nie zmienią, będąc jedynie nikłym światełkiem w tunelu.

Jest to jednak sytuacja w Polsce. Na zachodzie (szczególnie w USA) i w Azji (Nippon!) rynek muzyki z gier jest prężnie działającą częścią fonograficznego tortu, przynoszącą niebotyczne zyski. Nie bez powodu odnoga ta wypromowała swego rodzaju gwiazdy, wielkie nazwiska w świecie komputerowej rozrywki. Taki choćby Nobuo Uematsu to wręcz osobna marka, którą reklamuje się gry. Podobnie jest z takimi ludźmi, jak Jeremy Soule, Michael Hoenig czy Yasunori Mitsuoda – nazwiska gwarantujące sprzedaż soundtracku jak i zapewniające odpowiednie wrażenia płynące z gry. I właśnie o płycie tego ostatniego pana będzie dzisiejszy artykuł.

Japończycy to dość dziwny naród, przynajmniej na nasze europejskie progi. Jednym z „dziwactw” jakie tam panują jest mania zbierania wszystkiego, co wiąże się z daną ulubioną serią. I nie chodzi tu nawet o posiadanie wszystkich części wymienionego tytułu (Final Fantasy 8000 i wszystkie jego remake'i, reedycje itd.!). Merchandise w Japonii nabiera zupełnie nowego znaczenia, gdyż z co popularniejszej serii wypuszcza się tam różne figurki, kubki, pościele, tampony itd. Ścieżki dźwiękowe to tylko element rynku związanego z głównym tytułem. Co ciekawe jednak, Japończycy nie ograniczają się do wydawania zwykłych, często wielopłytowych wydawnictw z muzyką z gier (żeby było śmieszniej, utwory na tych albumach często są stosunkowo krótkie). Jednym z ciekawszych rodzajów ścieżek dźwiękowych są tzn Arranged Soundtracks, na których to znajduje się zestaw utworów wykonany np. przez orkiestrę. Mitsuoda poszedł jednak nieco dalej. Zamiast pompatycznej sekcji instrumentalnej, dla swojej muzyki z gry Chrono Trigger wybrał co innego – aranżację jazzową. I w ten sposób powstał wydany w 1995 roku album Brink of Time. Jeśli chodzi o samą grę, Chronno Trigger należy do nurtu jRPG – komputerowych gier fabularnych, często o liniowej, mocno rozbudowanej fabule, gdzie niekoniecznie stawia się na wczucie w postać, zastępując ten aspekt grosem losowo generowanych walk i historią bardziej przypominającą interaktywny film czy książkę. Głowna oś akcji CT obraca się wokół grupki młodych ludzi, którzy, podróżując przez czas, walczą z galaktycznym monstrum wysysającym energię z Ziemi. Brzmi dość sztampowo, jednak już sam fakt 12 różnych zakończeń intryguje i zachęca do gry.

Jako się rzekło, na ścieżce można znaleźć utwory z gry. Jest ich dokładnie 10, głównie są to tematy z przeróżnych lokacji, choć znajduje się tu też kompozycje grane podczas bitew. Jeśli chodzi o instrumentarium, to nie jest ono zbyt wymyślne – perkusja, bas i klawisze mocno dominują na tej ścieżce dźwiękowej. Poza nimi często pojawiają się trąbka i gitara, choć przeważnie jako instrumenty solowe. Jak widać więc, nie jest tego jakoś strasznie dużo, ale absolutnie wystarcza. Już pierwszy utwór to pokazuje, niejako przygotowując nas do przygody, jaką przeżyjemy podczas słuchania. Rozpoczyna się nieco tajemniczo, gdzieś słychać kroki i odgłos zamykanych drzwi i startujemy... i startujemy. Bas i perkusja spokojnie wygrywają lekko funkowy rytm, trąbka zaś przewodzi całemu utworowi, ustępując gdzieniegdzie miejsca klawiszom. W końcu przemawia głos – Oto początek nowej, niesamowitej opowieści. I tak naprawdę jest, już z samego początku znajdujemy się gdzieś hen, daleko, odkrywając nieznane tereny. Całość nadal należy do spokojnych, może poza trąbką, która miejscami dość mocno szaleje, by po chwili powrócić do głownego rytmu. Innymi słowy, jak to przygoda. Czasami idzie się lekko, czasami jest interesująco. Świetny początek. Potem zaś jest jeszcze lepiej – Secret of Forest to taki lekki, jak to mówię, wiosenny utwór świetnie nadający się do chillouta. Tu główna rola przypadła gitarze i klawiszom, wszystko inne to tylko tło. Gdyby operować krajobrazami do opisywania muzyki, autentycznie zobaczylibyśmy las rozpromieniony przez promienie słoneczne przenikające przez konary drzew. I tylko czasami przypominamy sobie, że las gdzieś w swoich zakamarkach ukrywa jakieś tajemnice. Mimo to, ciągle dominuje sielanka i nic jej nie burzy przez całe 6 minut. Nastrój tajemnicy przyjmuje na sile dopiero w utworze trzecim, Zeal Palace. W grze temat ten odgrywany był podczas zwiedzania swego rodzaju podniebnej Atlantydy, technologicznie rozwiniętego państwa, w którego do końca nie jesteśmy w stanie zrozumieć, które zaskakuje nas na każdym kroku. Przez większą część utworu nie ma tu zbyt wiele poza sporadycznymi klawiszami i gitarą przepuszczoną przez jakiś dziwny efekt. Dopiero około 3 minuty coś wybucha, pojawia się nowy rytm osłupienia, jakbyśmy coś znaleźli... Nie trwa to jednak długo, po chwili nastrój tajemnicy powraca. Warlock's Battle, czwarty kawałek na płycie, to jeden z moich ulubionych. Atmosfera wyraźnie się ożywia, zaś na szczególną uwagę zasługuje bardzo długa solówka na trąbce – to, co tygryski lubią najbardziej. Następne utwory wpasowują się w schematy utarte przez opisane powyżej utwory. Dopiero ósemka, tytułowe The Brink of Time, coś zmienia. Mocno wyciszający utwór rozpoczęty linią basu, do której po chwili dołącza werbel i spokojna, snująca odrębną opowieść trąbka. Utwór bardzo krótki, bardzo treściwy i bardzo zacny, mnie przypominający nieco kołysankę czy jakiś temat na zakończenie starego filmu. To jednak jeszcze nie koniec. Guardia Millenial Fair to już sfera naszych sennych marzeń, w których to śnimy o raju i wszystkie cuda mogą się spełnić. Następne jest Outskirts of Time, utwór chyba żywcem wzięty z jakichś napisów końcowych – nie bez powodu zresztą, gdyż kończy on całą płytę. Jest happy end, jest radość, jest damski wokal na refrenie – nie może być lepiej. Wspaniałe zakończenie wspaniałej opowieści.

I w ten sposób dotarliśmy do końca. Pozostaje tylko i wyłącznie ponowne wciśnięcie play i rozpoczęcie słuchania od nowa. Bo warto! Co chwila znaleźć można coś nowego, usłyszeć jakiś smaczek, przeszkadzajkę, urozmaicenie. Ukrywać nie będę – jest to jedna z moich ulubionych ścieżek dźwiękowych, którą mógłbym słuchać chyba w każdej chwili. Szczególnie pasuje do wieczorów, podróży, chwil, kiedy skupiamy się sami na sobie. Jako tło też się sprawdza, ale wtedy wiele się traci. I z czystym sumieniem polecam ten krążek – jest wyjątkowy. Nie trzeba grać w grę, żeby go polubić, choć wtedy przyjemność z jego słuchania jest jeszcze większa. Ale, jak już napisałem, ta znajomość nie jest najważniejsza. Ścieżka ta broni się sama, zaś nie znać jej jest wielką stratą.

Ocena: 10!

Komentarze

TNT pisze…
Japończycy są walnięci :D Ale za to ich uwielbiamy ^^
stab pisze…
Chrono Trigger to przegenialna gra!! narobiłeś mi smaka CRW