XV Przystanek Woodstock

... uważam za wybitnie udany!
Wprawdzie minął już prawie tydzień od zakończenia imprezy, ale ja wciąż żyję tegorocznym Woodstockiem. Jeszcze nigdy nie wróciłam ani tak opalona, ani tak zmoczona ani tak ... naładowana wrażeniami, jak w tym roku!

Pochód Hare Krishna


Ale zacznijmy od początku.
W tym roku Woodstock trwał trzy dni, czyli tak, jak w roku poprzednim. Tym razem jednak cały ten czas szczelnie wypełniało mnóstwo atrakcji, spotkań, koncertów i akcji, tradycyjnie nakładających się na siebie - niejednokrotnie też przesuwanych na godziny o których nikt nie miał pojęcia. To wszystko spowodowało, że połowy, ba! 90% rzeczy ciekawych na Woodstocku nie widziałam, wliczając w to koncerty. Ale tak to już jest, że najczęściej zdajemy sobie sprawę że ominęło nas coś ważnego w jakiś czas po fakcie. Jednak czasu "zmarnowanego" nie żałuję, gdyż nie uważam go za zmarnowany ;)

Najpierw jednak kwestie organizacyjne - tegoroczny Przystanek Woodstock zbiegł się rocznicowo z kilkoma wydarzeniami, mianowicie dwudziestoleciem wolności w naszym kraju oraz 40 leciem pierwszego Woodstocku (1969) amerykańskiego. Na dodatek nasz, rodzimy Woodstock obchodził swoje piętnastolecie. Znakomita okazja do wielokrotnego świętowania, nieprawdaż? Jednak, jak to często bywa, troszkę zostało "przedobrzone" z paroma kwestiami związanymi właśnie z tymi jubileuszami. Ciągle słyszeliśmy ze sceny jaki to Woodstock jest piękny, że NAJPIĘKNIEJSZY, NAJlepszy, NAJ NAJ NAJ... aż momentami... chciało się tymi "najami" rzygać bo ileż można słuchać pochwał i być głaskanym po główce? Ciągle przewijały się też aspekty polityczne - widać Jurek Owsiak nie potrafi się już powstrzymać od takich komentarzy nawet na Woodstocku. Choć niby chwali się tym, że przez ten czas, gdy jesteśmy w Kostrzynie, odcinamy się od polityki, żyjemy tutaj i teraz, a nie tam gdzie inni, przed telewizorami uważnie śledzący losy kraju, świata itd. Nie mówię, że nie jest to ważne. Ale do pewnego czasu Woodstock był swego rodzaju enklawą. Nie mówiło się o takich sprawach, a teraz są one obecne non stop. Trochę mnie to boli.
Ale! Koncert jubileuszowy woodstockowy odbył się, wystąpili znakomici artyści, jedni mniej drudzy bardziej znani i utalentowani. Jednych publicznośc nie chciała wypuścić ze sceny (czyt. Ewelina Flinta :P) drugich wypuściła bez słowa niemalże. Cóż, nie każdy może śpiewać przed woodstockową publicznością, jak się okazuje.

Co do pozostałych kwestii które budziły mój podziw, to na pewno świetny sposób organizatorów na ogarnięcie błotka. Tym razem spragnieni błotnych kąpieli mogli spokojnie pluskać się w ogromnym błotnym stawie, otoczonym sporej wielkości nasypami ziemnymi. Nie dość, że błotko miało spore rozmiary, to na dodatek było głębokie i nie rozlewało się na boki jak w latach poprzednich. I to było dobre ;)

Widok na pole namiotowe i koncertowe z górki ASP

Poza tym nieopisana wręcz ilość ludzi. Jeżeli to prawda, że w czasie Przystanku przez woodstockowe pole przewinęło się 400.000 ludzi... to jestem dumna, że mogłam uczestniczyć w tak niesamowicie wielkim wydarzeniu. Fakt, nigdy wcześniej nie widziałam tak dzikich tłumów w Kostrzynie. Ludzie byli DOSŁOWNIE wszędzie. Namioty rozbijali w takich miejscach, o jakich w latach ubiegłych nikomu by się nie śniło. Ścisk panował niezwykły. I kolejki. Kolejki dosłownie po wszystko. Po koszulki, po jedzenie, po żetony na jedzenie (tak, w tym roku zastosowano taką nowość - wygodną dla sprzedawców ale upierdliwą dla klientów) , po piwo (swoją drogą - Lech w puszkach to najohydniejsze piwo na jakie mogli się zdecydować organizatorzy), po jedzenie od krisznowców... no po prostu wszędzie kolejki. O tabunach ludzi przy kranach nie wspominając.

Cieszę się, że zobaczyłam na PW koncerty Jelonka - dał radę, choć na dłuższą metę męczyła mnie ta muzyka, ale numery Ankh skutecznie mi to wynagrodziły ;> oraz Guano Apes. (niestety nie dotarłam na Volbeat z powodu filmu, który miał się odbyć w tym samym czasie ale został dwukrotnie przesunięty z nieznanych nam powodów i nie zobaczyliśmy ani koncertu ani filmu :/)
A teraz co do Guano Apes - nie zawiedli! Pomimo iż dotarłam dopiero na 3 czy 4 utwór, ciągle śpiewałam stojąc jeszcze pod namiotem a potem w drodze pod scenę. Setlista ułożona niemal idealnie - brakowało jednak większego wykopu niektórym numerom. Nawet Lords Of The Boards zabrzmiało jakoś inaczej, jakby delikatniej. Wolałabym więcej numerów w których Sandra mogłaby pokazać większy pazur i ryknąć porządnie. Niestety dominowały spokojne utwory albo te "średnie" no ale mimo wszystko i tak poskakałam sobie, zdarłam gardło itd ;) Na dodatek, podczas koncertu Guano, po raz pierwszy od kilku dni, nad Kostrzynem rozpętała się burza z piorunami. Lało jak z cebra, ale wszyscy twardo bawili się pod sceną. Kompletnie przemokliśmy ale warto było!
Chciałam też zaznaczyć, że według mnie zespól Guano Apes jestw doskonałej formie koncertowej. Panowie szaleją, a Sandra nie ustępuje im na krok. Ma doskonały kontakt z publiką (tym razem padło na czarne koszulki wirujące w powietrzu :> ). Na dodatek fantastyczny klimat stworzyli sami fani. Tysiące gardeł śpiewających teksty piosenek Guano (w tym moje ;P) najlepiej oddawało fakt, jak bardzo spragnieni tego zespołu byli fani w Polsce.
Występ Guano oceniam na piątkę z małym minusem, ale i tak bardzo, bardzo dobrze zagrali ;)



Niestety zespołu Korpiklaani nie widziałam spod sceny, jedynie słuchałam z namiotu, gdyż nasilający się deszcz skutecznie wygonił nas do namiotu. Szkoda, byłam ciekawa jak się zaprezentują. Na szczęście w tym roku nagłośnienie było fenomenalne, a dzięki linii opóźniającej selektywny dźwięk, mogliśmy rozkoszować się idealnym brzmieniem kompozycji nawet znajdując się daleko od sceny, bez pogłosu! :)

Co mnie zaskoczyło w tym roku, to zmiana namiotów ASP na jeden wielki, biały namiot, przypominający hangar albo wielki szpital polowy. Z jednej strony - dobre posunięcie - zmieściło się tam więcej osób, zaś z drugiej - szkoda tych pięknych, "cyrkowych" namiotów, tak kolorowych i chłodnych wewnątrz. Jakoś tak smutno i mało kolorowo było w tym roku na ASP. Problemy były również z nagłośnieniem. Osoby znajdujące się poza linią dźwięku z głośnika mało co słyszały, a zrozumienie o czym akurat mówi gość, też nie było łatwe.
Wielkim plusem natomiast było polowe kino "ŁódźStock", które pojawiło się na górce ASP w tym roku. Łódzkie kino Cytryna wyszło z bardzo fajną inicjatywą zaprezentowania woodstockowiczom łódzkich filmów. I bardzo dobrze! Cieszył mnie fakt, że nareszcie ktoś pokazał Łódź od dobrej strony całej Polsce!
Jeszcze co do ASP - na bardzo, bardzo wielki plus zapisał się w mojej pamięci nowy rektor ASP - Piotr Najsztub. Osobiście bardzo cenię go jako znakomitego dziennikarza, a w nowej roli także sprawdził się wzorowo. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, założyciela ASP, Zbigniewa Hołdysa, nie przerywał gościom ich wypowiedzi, nie wcinał się w wymianę zdań pomiędzy zadającym pytanie woodstockowiczem a gościem, który na pytanie odpowiadał. Niby niewielka to sztuka, a jak się okazuje - udaje się nielicznym. Zmiana rektora ASP więc - na plus!

Kolejna kwestia to wielki zryw wśród narodu i parcie na oddawanie krwi. To się bardzo chwali i cieszy mnie, że zapanowała taka moda wśród młodzieży (i nie tylko!) bawiącej na PW. Wprawdzie wielu z nich liczyło tylko i wyłącznie na koszulki - fakt, były w tym roku niemal identyczne z tymi, jakie można było kupić w sklepiku fundacyjnym - ale liczy się nie intencja, a oddana krew! Mnie niestety nie udało się oddać krwi, ze względu na zbyt małą zawartość hemoglobiny we krwi... ale ponieważ oddaję krew regularnie, nie dręczą mnie z tego powodu szczególne wyrzuty sumienia ;)
Zatem wielki plus także dla woodstockowej publiczności, która co roku daje przykład całemu krajowi, że oddawanie krwi jest i musi być jak najbardziej pozytywnym działaniem a co ważne - praktycznie bezbolesnym i bardzo potrzebnym.

Szkoda, że w Woodstockowym Przewodniku zabrakło, chociażby orientacyjnych, godzin występów zespołów. Nie wiem co miało to na celu - czy uniknięcie pretensji o zmiany godzin, czy może skuszenie uczestników do nieustannego przebywania pod sceną. Jakikolwiek był cel - nie jest to dla mnie zrozumiałe posunięcie, no ale refleksję pozostawiam układającym takie przewodniki oraz ustalającym godziny koncertów.

Na koniec chciałabym jedynie dodać, że żałuję iż tak mało koncertów w tym roku zobaczyłam, ale mówi sie trudno. W zasadzie w tym roku tyle działo się naraz, ze trudno byłoby to wszystko zobaczyć, ogarnąć a co dopiero dokładnie zapamiętać :) Wybaczcie więc chaos mojej wypowiedzi, a na przyszły Woodstock pojedźcie sami i zobaczcie, jak to jest ;)



Autorka tekstu w drodze na XV Przystanek Woodstock ;)

Zdjęcia: materiały własne + foto Guano Apes z muzyka.onet.pl

Komentarze

Anonimowy pisze…
git artykuł ;] no i fajne zdjęcie ;)