Hunterfest 2009 - Arek Enemy i skandal za skandalem


Przepraszam was bardzo moi mili za taką obsuwę z krótką recenzją tego wydarzenia, ale zwyczajnie nie miałam czasu pomiędzy Hunterfestem a Woodstockiem aby cokolwiek sensowniejszego tu naskrobać.

Długo myślałam nad tym co tu napisać, bo chyba inni napisali już wszystko. Ale, niech się dzieje wola Arka... i tak dalej.


Jechałam na Hunterfest z nadzieją, że zobaczę oczywiście główną gwiazdę- Motorhead, ale i Machine Head, Tiamat, Arch Enemy i kilka innych, mniej dla mnie ważnych. Jednak zanim dotarłam na miejsce, docierały do mnie sprzeczne informacje. A to ktoś odwołał swój występ, a to znowu, ze jednak przyjedzie.
Zanim dotarliśmy na pole namiotowe pewnym było, że nie zagra Arch Enemy i Epica. Potem było już tylko gorzej. Kolejne zespoły wycofywały się, a także dochodziły do nas informacje z pola, że odjeżdża także sprzęt nagłaśniający czy toi-toi'e. Wszystko to zaczynało pomału przypominać kiepski czeski film połączony z najbardziej absurdalnymi żartami w stylu Barei.

Dotarcie na lotnisko także było nie dala wyzwaniem, zatem jak na prawdziwych buszmenów przystało postanowiliśmy przedrzeć się przez las. Ostatecznie, gdy już dotarliśmy do bramy, okazało się, że muszę jeszcze pokonać kolejne pól kilometra w celu odebrania akredytacji, którą stanowił... oczojebny różowy kartonik na nadgarstek. Na szczęście, jak się okazało, do czasu. Później otrzymałam stosowny indentyfikator, zawieszony na najwyższej jakości żółtym sznureczku. Profesjonalizm w każdym calu, trzeba to przyznać organizatorom.

Kiedy w końcu udało się nam wejść na teren festiwalu, czekał nas nieziemski widok. Olbrzymie lotnisko, wszędzie daleko, brak wody bieżącej na polu namiotowym, nie wspominając o odpowiedniej ilości toitoiów. Scena nie była jeszcze w pełni gotowa, a pole namiotowe było ... delikatnie mówiąc - za małe. W namiotach gdzie teoretycznie miał być wrzątek i zimne piwo nie było prądu. Co krok napotykaliśmy nowe rozczarowanie.
Kolejna bomba spadła na nas w chwilę potem. Żaden z zagranicznych zespołów zapowiadanych na pierwszy dzień - nie zagrał.
Na scenie pojawiły się jedynie polskie zespoły, czyli Men's Fall, Opaleni, Neuronia, Lido, Kaatakilla, At The Lake i Jelonek. Tak, moi drodzy, pierwszy dzień należał do Jelonka. Jak i kolejny i kolejny... i tak już do końca świata. Powiadam wam, ten Hunterfest był trampoliną do sławy - przynajmniej wśród festiwalowych bywalców - dla Michała Jelonka! :P



Drugi dzień także niczym nas nie zaskoczył, no, może poza odległością od lotniska do jeziora...
;) Z planowanych zespołów zagrały jedynie "Młode Talenty" (w znakomitej większości do "talentów" było im bardzo daleko) oraz Orbita Wiru, Lipali, Flapjack, Funeral For A Friend - który został wybuczany i bardzo szybko zszedł ze sceny. Choć, muszę przyznać, że brzmienie mieli zajebiste.



Trzeciego dnia zespoły zagrały już według planu. Ale znów nie zachwyciły młode kapele. Zespoły prezentujące żenujący albo co najwyżej przeciętny poziom na małej scenie Hunterfestu? Teksty w stylu Pidżamy Porno i rzucająca się wściekle wokalistka Formacji In skutecznie odstraszyły mnie od tego miejsca.

Na szczęście Vader niedługo potem wszedł na scenę i zniszczył wszystko! Wojenna maszyna Vadera już po raz szósty ukazała się moim oczom w pełnej krasie. Ale dopiero na Hunterfeście tak totalnie wgnietli mnie w ziemię! Pięknie nagłośniony, profesjonalnie zagrany koncert! Do tego nowy skład, który naprawdę daje radę! Aha - Peter jest bogiem! :)




Następnie koncert, na który czekałam z niecierpliwością - Acid Drinkers!!! Jak zwykle nie zawiedli, zagrali piękny koncert będący przekrojem 20 lat twórczości. Nogi same rwały się do tańca więc po paru numerach nie wytrzymałam i pobiegłam w pogo :) Nie było szczególnie mocne, raz tylko w głowę dostałam i to na dodatek poza moshpitem :) Acids pięknie wymietli, zdarłam sobie gardło i porządnie nadwyrężyłam kark. Yankiel oczywiście daje radę, szaleje na scenie w najlepsze, a jego słynne "LOUDEEEEEEER" wciąż huczy mi w głowie! PS. Titus miał nieziemskie galoty! No i pogo w towarzystwie Barmy Army - bezcenne!

Ah, zapomniałabym o Tarji Turunen. Ona także ostatecznie wystąpiła przed hunterfestową publicznością! Koncert słyszałam jedynie z daleka, ale moje dawne fascynacje Nightwishem dały znać o sobie i podśpiewywałam pod nosem ;) całkiem bezwiednie.



Na zakończenie zagrała obiecywana i najbardziej wyczekiwana gwiazda - Motorhead! Ich występ poprzedzili Acids więc nie miałam siły na szaleństwa i spokojnie obserwowałam koncert z bezpiecznej odległości. Fani zespołu oczywiście zgotowali im wspaniałe przyjęcie, zaś sam zespół dał im dokładnie to, czego oczekiwali. Gdy Lemmy wypowiedział słynne słowa "We are Motorhead and we play rock n'roll" ludzie kompletnie oszaleli i wtedy koncert rozpoczął się na dobre.
Dla zainteresowanych setlista: Iron Fist, Stay Clean, Be My Baby, Rock Out, Metropolis, Over The Top, One Night Stand, I Got Mine, The Thousand Names Of God, Another Perfect Day, In The Name Of Tragedy, Just 'Cos You Got The Power, Going To Brazil, Killed By Death, Bomber oraz na bis Whorehouse Blues, Ace Of Spades i Overkill.

Muszę przyznać, że Lemmy urzekł mnie swoimi komentarzami i całą swoją osobą. I kajam się, że dotąd nie poznałam zbyt dobrze twórczości Motorhead. Spokojnie, nadrobię :)

Zaskoczyła mnie (i zapewne nie tylko mnie) doskonała forma muzyków Motorhead. Niejeden młodzian byłby pozazdrościł im charyzmy a przede wszystkim formy fizycznej! Tak doskonałego perkusisty, tak szalonego, jak Mikkey Dee jeszcze me oczy nie widziały. Podobnie Phil Campbell - absolutny wirtuoz gitary. Moi mili, teraz już wiecie, od kogo się uczyć!
koncert Motorhead na pewno wielu zrekompensował te dni niepewności i niedogodności. Ja poczułam się niesamowicie, wiedziałam, że uczestniczę w wyjątkowym wydarzeniu.

Na koniec dodam tylko, że szkoda byłoby takiej imprezy jak Hunterfest, aby miała się już nigdy więcej nie odbyć. Być może zmiana organizatora, a do tego i nazwy, dałaby możliwość odratowania imprezy? Jeśli ktoś odpowiedzialny i obrotny zająłby się tym festem moglibyśmy nadal mieć w Polsce porządny, metalowy festiwal.
Podczas "pracy" na Festivalu rozmawiałam z grupą fanów Motorhead z południa Polski. Wypowiedzieli oni bardzo znamienne słowa - "Dlaczego Czesi mogą, a my nie?" No właśnie? Dlaczego?



Materiały foto własne.

Komentarze

Beavis pisze…
Nic dodać nic ująć...Cała prawda o Hujtenfeście Trotyl dobrze napisane:)
TNT pisze…
Dzięki Beavis :D