Black Sun Tour 2008 - Unsun, Black River, Votum

Dane mi było w ostatnią niedzielę uczestniczyć w koncercie "wschodzących gwiazd" polskiej sceny metalowej, czyli właśnie Black Sun Tour.
Powiem tak - cieszy mnie fakt, że nasza fotoreporterka załatwiła mi wejściówkę na ten właśnie gig, gdyż w innym wypadku żałowałabym wyrzuconych w błoto pieniędzy. Bo co jak co, ale niedzielny show można by określić jako koncert dwóch zespołów. A za dwa zespoły nie płaci się 30 zł... nie za "wschodzące gwiazdy".

Na pierwszy rzut oka z zewnątrz nikt nie rozpoznałby, że w Dekompresji odbywa się jakakolwiek impreza. Kiedy zbliżałam się do budynku, nie zaobserwowałam grupek młodzieży zwykle gnieżdżących się gdzieś w okolicznych zakamarkach. Kiedyś pogody nie przeszkadzały w "biforkach", jak widać, teraz albo się ludzie zestarzeli na tyle, albo młodzież woli grzać tyłeczki w cieplutkim klubie niż nakręcić się wspólnie przed koncertem. Łódzka publiczność zawiodła zresztą tego wieczora wielokrotnie (jak zwykle ostatnio), o czym później.

Na szczęście tym razem władze "Deko" zadbały o to, by niesforni fani nie rozpierzchli się za bardzo po sali, odgradzając część przestrzeni koncertowej barierkami tak, by pozostało dość miejsca dla tych co chcą poszaleć pod sceną i dla tych którzy wolą popatrzeć z dystansu.
Brawa za to bystre posunięcie!

Ale przejdźmy do koncertów. Na pierwszy ogień poszło Votum. Bardzo miła dla ucha muzyka, miła szczególnie wielbicielom Riverside, Opeth czy Cult Of Luna. Sympatyczny wokalista próbował, niestety na darmo, rozruszać łódzką publiczność. No cóż, nie ma się co dziwić, ludzi było wówczas w sali koncertowej niewiele, a pod sceną może ze 3 osoby... Reszta bujała się gdzieś z tyłu... Trzeba jednak przyznać chłopakom, że robią kawał dobrej muzy, bardzo mi się podobali i na pewno będę im kibicować w dalszej drodze na szczyt, bo właśnie tego im życzę.

Następnie na scenę wkroczyli panowie z Black River. Wiele oczekiwałam po tym zespole i właśnie to dostałam... a nawet jeszcze trochę więcej :) Bezcennym bowiem widokiem jest Orion (Behemoth, Vesania) w kapeluszu, ciemnych okularach i podartych jeansach... Rewelacja! Poza tym niesamowicie charyzmatyczny i energiczny wokalista (także Rootwater, dawniej Geisha Goner), Maciek Taff, który zagrzewał publikę do walki pod sceną. Wspaniały repertuar ze świetnej płyty, idealnie wypada na żywo! Polecam wszystkim Black River w wersji LIVE, bo to trzeba zobaczyć na własne oczy, jak faceci m.in. z Dimmu Borgir, Behemoth, czy Rootwater serwują w mistrzowskim stylu porządne gitarowe łojenie z okolic hard rocka! Dla mnie to właśnie Black River powinno na tej trasie być gwiazdą wieczoru, gdyż pokazali klasę nie do przeskoczenia dla następnego zepsołu... UnSun.

Tak, właśnie ów band, złożony z muzyków znakomitych formacji wzbudził we mnie tego dnia największe emocje. I to na dodatek wielce negatywne. Bo o ile Black River mnie zachwycił, Votum zaciekawił i skłonił do refleksji, o tyle UnSun mnie zasmucił, zbulwersował i zirytował.
Niestety, muszę się dopisać do listy przeciwników tego zespołu w TYM składzie.
Muzyczna strona UnSun, podobnie jak na płycie, wywarła na mnie pozytywne wrażenie, choć, jak to już ktoś słusznie zauważył, Mauser nie wykorzystuje tam nawet 1/10 swoich umiejętności. Pozostali muzycy także radzą sobie dobrze, zresztą Heinrich zdaje się poniekąd także robić za wodzireja, bo to na nim większość publiczności skupiała wzrok, to on zachęcał gestami do zabawy... choć tak na dobrą sprawę pod sceną zebrała się o wiele mniejsza grupka niż podczas występu Black River.

Niestety, podobnie jak na płycie, najsłabszym ogniwem w UnSun jest wokalistka, Aya.
W wydaniu koncertowym wypada jeszcze słabiej (i jest to określenie bardzo delikatne) niż na płycie... Po pierwsze kontakt z publicznością. Aya nieśmiało próbowała conieco pogadać do publiki, jednak bez efektu, bo i mało przekonujące były to apele. Na dodatek przechadzanie się w tę i z powrotem po scenie i nerwowe popijanie wody... To wszystko dało marny efekt.

Druga kwestia, najważniejsza chyba, to wokal.
To, co chciałam usłyszeć tego wieczora przede wszystkim, ciekawa, jak wypadnie on na żywo, bez tych wszystkich efektów przez które został przepuszczony w studio. Niestety, ale wyłapałam w śpiewie Ayi liczne, podstawowe błędy wokalne, od śpiewu "przez nos", poprzez nietrafione tonacje, dźwięki, aż po ZAPOMINANIE TEKSTU czy fałsz... Ani razu nie zauważyłam ani nie słyszałam by wokalistka śpiewała z przepony, wysokie dźwięki były nieznośne do słuchania, wbijały się w głowę niby szpileczki, natomiast partie śpiewne i liryczne były niemal niesłyszalne, poza tym przejścia między wysokimi a niskimi dźwiękami wołały o pomstę do nieba (tu czeste załamania głosu)... Generalnie podsumować by to można w ten sposób: kompromitacja.

Jako że ocenia się raczej zespół jako całość, a nie rozkładając na części pierwsze, to oceniam koncert UnSun jako kompletną klapę z plusikiem za udaną warstwę muzyczną... i polecam pani Annie lekcje śpiewu... bo z takimi brakami nie uda się nigdy zagrać w stu procentach dobrego koncertu...

Komentarze

Anonimowy pisze…
i pisze to idiotka. która nie ma pojęcia o muzyce-w dupę sobie wsadź tę twoją opinię
stab pisze…
a powyższy komentarz pisze idiotka która ma problemy z interpunkcją i zapomniała chyba o czymś takim jak krytyka uzasadniona konkretnymi argumentami. dwa - zabawne jest to że opinia Żustin pokrywa się z 90% opinii o zespole UnSun w sieci. trzy - pojęcia o muzyce Żustin będę bronił jak kot niezależności, gdyż ta jest rozległa bardzo, również w kwestii technicznej.

Aya, to Ty??