Yeah Yeah Yeahs - It's Blitz!


w zasadzie tytuł płyty mówi wszystko i mogę już skończyć pisanie tej recenzji.


to nie jest YYY z czasów garażowego debiutu, jazgotu i orgazmicznych dźwięków wydawanych przez Karen O. wszystko jest jakby bardziej... subtelne? co nie znaczy że nie jest to YYY, bo tak nie jest. to znaczy jest (YYY)

zasadniczo brzmieniowo jest to kontynuacja drogi obranej przy albumie Show You Bones - prawdopodobnie z powodu wybrzmiewającej tu i ówdzie gitary akustycznej. tyle że dostajemy więcej elektroniki, która to jest soczysta.

zasadniczo wszystko brzmi jak YYY, a równocześnie jak nie YYY. kiedyś utwory kapeli przenosiły nas do garażu, teraz za ich pomocą znajdujemy się w kwasiarskiej dyskotece kilka metrów pod ziemią gdzie bramkarze nie wyrzucają ludzi w trampkach.

i tylko Karen dalej nie potrafi śpiewać, przy czym robi to tak słodko że przy pierwszej piosence padamy przed nią na kolana. co prawda wokalizy nie są już przepełnione perwersją i erotyzmem, a zawierają w sobie o wiele więcej wrażliwości i delikatności. i wypada to wiarygodnie.


8


jeśli jesteście chociaż sympatykami Yeah Yeah Yeahs - walcie śmiało do tej płyty. jeśli jednak nie uznajecie brzmień instrumentów innych niż giara, bas i perkusja to idźcie się powiesić.

Komentarze