Pozytywne zaskoczenie - czyli Shadows Fall.

Są zespoły, do których z góry jestem nastawiona z rezerwą. A nawet z niechęcią, często wywołanymi przez jednorazowy kontakt, bardzo nieraz ograniczony, z jakąś próbką ich twórczości. Wiadomo, jak to jest ze składankami dodawanymi do czasopism. Często na ich podstawie pada decyzja - zakupić, czy nie zakupić płytę. Bywa, że próbka faktycznie zachęca do zakupu, a bywa, że odpycha i zniechęca do wykonawcy. Zespołem, który poznałam dzięki takiej właśnie formie promocji, jest np. Asgaard czy Guess Why. W przypadku pierwszego zakup płyty okazał się strzałem w dziesiątkę,w przypadku drugim natomiast niekoniecznie.

Zespół Shadows Fall zawsze kojarzył mi się z amerykańskim podejściem do muzyki, często niedbałym jeśli chodzi o teksty, często wybujałym zanadto stylem, a przede wszystkim - odstraszają mnie jakoś nazwy tego typu. Nie umiem dokładnie określić, co jest nimi nie tak. Po prostu lubię proste sformułowania pełniące rolę nazwy? Chyba tak. Inna sprawa, że właśnie poprzez takiego "składaka" zetknęłam się z nimi po raz pierwszy, chyba w roku 2004. Nie był to jednak moment na moje zapoznawanie się z tym bandem. Przyszedł on właśnie teraz! :)

Nowy album Shadows Fall, zarekomendowany mi przez pewne źródło ;) mile mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się po "hamerykańcach" takiej świetnej muzy. Ktoś sobie może mówić, że to nie metal, że to kiepskie, płytkie, za dużo melodii, że czyste wokale są do kitu. A ja wam powiem, że mnie właśnie ich wersja metalu, bardzo odpowiada! Retribution, bo o tej płytce mowa, to zacna pozycja i powiadam wam, warto mieć ją w swoich zbiorach.
Album otwiera spokojne intro The path to imminent ruin zagrane na gitarach akustycznych, pięknie nastrajające nas do mających nadejść 46 minut muzyki.
Jednak nie dajmy zwieść się pozorom, bo w końcu.. cicha woda brzegi rwie. Na szczęście ta woda nie jest spokojna zbyt długo. Za chwilę dostajemy kopniaka w postaci My demise, zarówno wyśpiewanego, jak i wykrzyczanego. I ta tendencja będzie się już utrzymywać przez cały album. I to jest mocną stroną Shadows Fall. Powiem wam, że naprawdę zaczynam lubić zarówno ten album, jak i ten zespół!
Przede wszystkim czym mnie urzekli, to właśnie melodyką. Przez cały czas trwania płytki towarzyszą nam świetnie dobrane melodie, nie ma zbędnych ryków, które mogłyby zburzyć wrażenie momentami nawet podniosłości śpiewanych słów.
Odnoszę wrażenie, że cały ten album jest nieco patetyczny ale i porządnie zasuwa do przodu.
Mój faworyt to zdecydowanie King of nothing. Znów bardzo ciekawa kompozycja, z ładnie zagraną solówką, ze świetnymi wokalami. Powiem szczerze, że każdy utwór na tej płycie mnie urzeka. No po prostu, cholernie mi odpowiada nowe Shadows Fall!

Dlatego daję 10! A co! :D

Komentarze

Thirdeye pisze…
Zacny to band, zaiste. Tez musial sie przegryzc przez moja niecheć, podobnie jak God Forbid... ale oplacilo sie. Polecam zwlaszcza plyte Art Of Balance ... akustyczne wstepy i melodyjnosc w ostrym sosie to ich niemal "trademark" :)
Anonimowy pisze…
Dzieki za ciekawy blog